Breathe Carolina - Blackout.
Następnego dnia atmosfera przy śniadaniu była dosyć gęsta. Sama nie pamiętam, jak to się stało, że usiadłam razem z chłopakami przy jednym stole. Bardzo możliwe, że to Winiar posadził mnie obok siebie, po tym jak spotkaliśmy się rano na korytarzu, otwierając drzwi od swoich pokoi w tym samym momencie. Nie zamieniliśmy ani słowa. Nikt nie śmiał się odezwać. Każdy skacowany w ciszy przeżuwał swoje śniadanie lub popijał kawę, unikając cudzego spojrzenia. Podejrzewam, że nie tak miało to wyglądać.
Następnego dnia atmosfera przy śniadaniu była dosyć gęsta. Sama nie pamiętam, jak to się stało, że usiadłam razem z chłopakami przy jednym stole. Bardzo możliwe, że to Winiar posadził mnie obok siebie, po tym jak spotkaliśmy się rano na korytarzu, otwierając drzwi od swoich pokoi w tym samym momencie. Nie zamieniliśmy ani słowa. Nikt nie śmiał się odezwać. Każdy skacowany w ciszy przeżuwał swoje śniadanie lub popijał kawę, unikając cudzego spojrzenia. Podejrzewam, że nie tak miało to wyglądać.
-
Krzysiu, podaj mi masło.
W
jednej chwili wszyscy spojrzeli na Pitera, jakby co najmniej zdradził swoje
wymiary w nieinteresujących nikogo częściach ciała. Cisza, którą wszyscy
wytworzyliśmy, była tak idealna, że z chwilą jej przerwania każdy poczuł
potrzebę zapełnienia jej. Nie wiem, co było bardziej krępujące: jakakolwiek rozmowa
między sobą, mając w głowie obrazy z minionej nocy, czy cisza i kumulowanie w
sobie wszystkich słów.
-
To ten… - mruknął Kosa. I to było wszystko, co powiedział, bo utkwił wzrok w
nieruszonej przez siebie jajecznicy.
-
Dokładnie… - dodał cicho Marcin.
-
Komuś dżemu?
-
Pit, czy ty mógłbyś nie żreć w takim momencie? – warknął Igła.
-
Głodny jestem.
To
jakoś wszystkich rozluźniło, bo każdy nagle zaczął wiercić się na swoim krześle
i rzucać spojrzeniem po innych. Moje niestety skrzyżowało się z wystraszonym
wzrokiem Kurka, więc szybko ukryłam twarz za dużym kubkiem kawy.
-
Moje biedne, biedne maleństwa. – Usłyszałam nad swoją głową rozedrgany śmiechem
głos Kuby i nagle zapragnęłam utopić się w swojej zupie mlecznej. – Nie wierzę,
że tam poszliście.
-
Masz szczęście, że jesteś rudy – mruknął Marcin.
-
Dlaczego?
-
Bo jak cię zaraz pierdolnę, to będę miał łatwe wytłumaczenie.
Chwała
Marcinowi za to, że się urodził. W jednej sekundzie sprawił, że przez twarze
wszystkich przebiegł cień uśmiechu, a co poniektórzy nawet się cicho zaśmiali.
Nawet Kuba, który tylko pstryknął Dużego w ramię i poszedł usiąść z Łukaszem
Żygadło. Mimo to atmosfera między naszym stołem lekko się przerzedziła i
nawiązała się krótka rozmowa. Aż w końcu zeszło na ostatnią noc.
-
Gregor, wisisz mi dwie dychy! – Guma wycelował widelcem w stronę usmarowanego
Nutellą Grześka, który zaperzył się na te słowa.
-
To Pola wsunęła je tamtej rudej tancerce do majtek, nie ja!
-
Ta, możliwe, że to prawda – powiedziałam cicho, drapiąc się po głowie. – Ale
dostałam je od Pita.
-
Niemożliwe. Ja miałem przy sobie tylko drobniaki.
-
Aha. Pamiętacie, jak Pameli podzwaniał stanik? – przypomniał Igła, na co
wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami, bo rzeczywiście: stanik Pameli podzwaniał.
– Och, Pamela.
-
Mówcie co chcecie, ale Roksi… - Kosa rozłożył ręce z miną „Przybyłem,
zobaczyłem, zwyciężyłem” i w pełni zrelaksowany splótł dłonie z tyłu głowy. –
Bycie singlem rządzi.
-
Totalnie! – Gregor pokiwał żywo głową i wgryzł się w swojego naleśnika, a cała
czekolada wypłynęła mu dołem. – Oj.
Było
już całkiem okej, gdy każdy z minionej nocy wyławiał tylko te sytuacje, które
nie konsternowały nas do tego stopnia, by znów zamilknąć. Do momentu…
-
Winiar, jak ręka? – Zapytał Krzysiek, a wszyscy momentalnie umilkli.
Michał,
choć ewidentnie poirytowany, nie oderwał wzroku od środka stołu i nie patrząc
na nikogo, uniósł prawą rękę i podciągnął rękaw reprezentacyjnej bluzy. Jego
nadgarstek otaczała fioletowo-niebieska opuchlizna i kilka małych, niegroźnych
krwiaków. Prawie wszyscy skrzywili się na ten widok, a Winiar od razu zaciągnął
rękaw i schował rękę pod stół.
-
No niefajne – skomentował Guma, cmokając. - Lepiej nie pokazuj tego pojutrze Dagmarze.
-
Wszystko jedno – mruknął Michał i wtopił się w swoje krzesło, grzebiąc widelcem
w sadzonym jajku. Spojrzałam na niego, jak zaciska mocno wargi i nie patrzy na
nikogo. Od naszego pierwszego spotkania czułam, że coś go gryzie. Teraz już
chyba wiem, z której strony.
Ogółem
sprawa miała się tak, że jakaś gówniara z tego klubu postanowiła się zabawić
kajdankami. To raczej wszystko wyjaśnia. Uznając za zabawne ściśnięcie jednej z
obręczy na michałowym nadgarstku tak ciasno, aż mu krew przestała dopływać,
zostawiła go samego połączonego z grzejnikiem. Wraz z chwilą, w której Marcin
małym toporkiem uwolnił Michała od kaloryfera, a potem otworzył kajdanki moją
wsuwką, impreza skończyła się na dobre.
-
Hej, ale przynajmniej Bartek się zachowywał!
Po
słowach Igły wszyscy spojrzeli na Kurka, któremu aż uszy poczerwieniały.
Piotrek poczochrał mu włosy, przez co Kurek prawie wylądował nosem w swoim
omlecie.
-
I jak ładnie tańczył… - dodał Kosa.
W
jednym momencie spojrzałam na Bartosza, a Bartosz na mnie. Wygląda na to, że
nie tylko ja miałam dziurę w głowie dotyczącą wspomnienia, związanego właśnie z
nim, która nie dawała mi spokoju odkąd się obudziłam.
-
Ty… - zaczęliśmy w tym samym momencie, ale przerwał nam dziewiczy pisk Grześka,
który zaczął wrzeszczeć na pół Spały, że GDZIE JEST ZIBI?! No bo hej… Jest z
nami Marcin… Jest z nami Krzysiek… Nie ma z nami Zbyszka…
-
GDZIE JEST, KURWA, ZBYSZEK?!
I
Grześ zaczął już hiperwentylować i włosy rwać z głowy, bo co, jeśli Zbych
został w klubie, ma teraz wszystkie laski dla siebie i zamiast reprezentacji
wybierze karierę alfonsa generalnego spalskiego burdelu? No co?
-
Spoooooko. – Zabrzmiało gdzieś przy drugim stoliku. Misiu Kubiak nawet nie
racząc nas spojrzeniem oblizał palec i przewrócił stronę świeżego Przeglądu. –
Zibi ma spotkanie trzeciego stopnia ze sraczem.
* * *
- Zibi,
Zibiaczku, Zbysiuuuu! Potrzymać ci włosy?
Jakbym
z Chewbaccą rozmawiała. Jeszcze kilka razy lekko uderzyłam w drzwi od
kubiakowobartmanowej łazienki, po czym odlepiłam od nich policzek i spojrzałam
bezradnie na chłopaków.
-
Zibi odmawia audiencji w tak licznym gronie.
Wzruszyłam
ramionami i kiwnęłam na Pita. Jak on czegoś nie zdziała, to koniec,
przepadliśmy. Piotrek zaczął przeskakiwać z nogi na nogę, rozgrzewając się, a w
międzyczasie Kurek masował mu barki i powtarzał prosto do ucha „Jesteś
najlepszy, dasz radę!”. No to Piter w końcu uznał, że jest gotowy, odgiął głowę
w prawo i lewo, aż strzyknęło i podszedł do drzwi. A potem przytulił do nich
twarz i zaczął je czule głaskać, przemawiając do Zbigniewa aksamitnym głosem.
-
Zbysław, słyszymy się?
Bleaghfaghableeee.
-
Wsłuchaj się w mój głos… - zaczął spokojnie i przymknął powieki. – Wyobraź sobie,
że leżysz na brazylijskiej plaży. Złocisty piasek przesypuje się przez twoje
palce, słońce muska twoją twarz, opalając równomiernie twoje umięśnione ciało…
Dookoła ciebie opalone i zgrabne dziewczyny uprawiają capoeirę, piękna
Jacqueline podaje ci idealnie zmrożonego RedBulla, a Murilo wszem i wobec
ogłasza, że zostałeś najlepszym atakującym świata. Widzisz to, Zibi, widzisz?
-
Widzę… - mruknął cicho… Gregor? Uno momento, co jest?!
Oderwałam
wzrok od Piotrka i rozejrzałam się po chłopakach. Wszyscy rozmarzeni wpatrywali
się w Nowakowskiego i z błogimi uśmiechami, co chwila kiwali głowami lub bujali
się na boki. No ładnie. Piotrek zjarał ich samym gadaniem.
-
Usłysz szum morza…
Albo
spuszczanej wody w kiblu…
-
Zbigniewie Andrzeju… Synu Leona… Otwórz drzwi! Jesteśmy tutaj z tobą i dla
ciebie. Chcemy ci pomóc. Rozumiemy targający twoimi wnętrznościami nieopisany
ból i łączymy się razem z tobą, ale posłuchaj, musisz nam otworzyć. Pomożemy
ci. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, twoją rodziną. Mam nadzieję, że o tym
pamiętasz… Wiesz, kto tu dla ciebie przyszedł? Jest Bartek. Lubisz Bartka,
prawda?
Bleeeeeeeeeeaaaaghhh.
-
To nic, to nic! – Pit machnął swoją zgrabną dłonią na Kurka, co by się nie
denerwował. – Hm. Jest tutaj Marcin, nasz kapitan! W swoich obowiązkach znalazł
czas specjalnie dla ciebie. Bo Marcin to dobry przyjaciel! I… I Winiar
przyszedł! Misiek, powiedz coś śmiesznego…
-
Coś śmiesznego.
Ja
się zaśmiałam!
-
I jest Guma, Kosa, Gregor…
O,
tutaj bełt poszedł największy.
-
A ja się o ciebie tak martwiłem ty przeproteinowany gawronie!
Piotrek
wycedził cicho, że wcale nie pomagamy i lepiej, żeby żaden się już nie odzywał,
jeśli chcą zobaczyć Zbycha dead or alive.
-
Ekhm, na czym ja skończyłem… Jest Misiek, przyjaciel twój najlepszy. Herbatkę
ci przyniósł, taką jak lubisz najbardziej, owoce lasu, jedna łyżeczka cukru! I…
I pani nasza kierowniczka wspaniała i cudowna, Pola piękna jak topola! Wszyscy
się o ciebie martwią!
Uniosłam
sceptycznie brew, a gdzieś w kącie coś głośno chrząknęło. Piotrek zaczął machać
uspokajająco-przepraszająco rękoma w stronę Igły.
-
I Krzysiek przyszedł! Krzyś, pamiętasz Krzysia?
-
JA PIERDOLE.
Ciężki
głaz spadł mi z serca, gdy Zbyszek raczył poinformować nas tymi dwoma słowami,
że żyje i ma się dobrze. A potem zamek zabrzęczał i drzwi się otworzyły.
Reakcja
wszystkich była jednoznaczna, jednak, aby nie stresować Bartmana,
przemilczeliśmy te wszystkie niecenzuralne słowa, które cisnęły się na usta, na
widok Zbycha. Cóż, po porodzie pewnie wyglądał lepiej.
Ale
Zbyszek zdawał się nawet tego nie doceniać. Swoimi przekrwionymi oczami zaczął
sunąć po wszystkich spojrzeniem, dopóki nie odnalazł Ignaczaka. Krzysiek
widząc, że zdobył uwagę przyjaciela szeroko się uśmiechnął i rozłożył ramiona.
A ten jak mu prawie grzmotnął…
-
DAWAJ KAMERĘ!
Właściwie
oprócz Piotrka, który ramionami objął od tyłu Zbyszka wokół klatki piersiowej,
to nikt nie zareagował. No, oprócz Bartka, który miał minę, jakby sobie
rozporkiem przytrzasnął młodszego kolegę, ale to tylko dlatego, że Igła z
piskiem zawiesił się mu na szyi. Ale spoko, wystarczył jeden krok, a Zibi
runąłby na ziemię jak długi, ryjąc twarzą o szorstką wykładzinę i tyle byłoby z
jego krzyków. I tak po prawdzie, to w tym momencie Bartman nikogo już nie
interesował. Wszystkie spojrzenia padły na Igłę, który zdezorientowany strzelał
oczami, nie rozumiejąc, skąd tak nagłe zainteresowanie jego osobą.
-
Ale o co Wam chodzi?
-
DAWAJ KAMERĘ!
* * *
Tupot
naszych nóg musieli słyszeć na wszystkich piętrach. Czasu do popołudniowego
basenu mieliśmy niewiele, więc każda minuta była na wagę złota. Zwłaszcza w
takiej sytuacji.
-
Gdzie tak pędzicie? – Krzyknął Jarząbek, gdy tak w jedenastkę śmignęliśmy koło
niego, strącając biedaczka na ścianę. A Piter mu na to przez ramię, na którym
taszczył Bartmana:
-
Do kościoła!
Ten
to ma zawsze głowę na karku. W końcu mamy niedzielę.
Szybko
przetransportowaliśmy się do pokoju Igły i Łukasza, który z przerażeniem
patrzył, jak przewracamy mu kwaterę na drugą stronę w poszukiwaniu tej
cholernej kamery. Gdy w końcu wyrwaliśmy ją z ręki samego Ziomka, szybko
pobiegliśmy na drugi koniec korytarza, do pokoju Piotrka i Bartka, którzy
robili za tyły, targając uwieszonego im na szyi Zbycha.
No
i już, jesteśmy. Wszyscy zajmują swoje miejsce, dla Zbyszka specjalne w
łazience nad toaletą. Podłączamy kamerę do telewizora. Kurkowi ręce się trzęsą,
jakby co najmniej kobiecie stanik rozpinał. No i co? USB nie wchodzi! W drugą
stronę też nie! No to Marcin z Krzyśkiem spróbowali tak, jak za pierwszy razem
i okazało się, że jednak wchodzi.
-
Wchodzi, hehe.
-
Gregoooooor.
Szybko,
szybko, gdzie jest pilot? Nie ma pilota!
-
Wrooooonaaaa!
Boże
Święty, jeszcze brakowało, by Andrzej przyszedł. Ale pozwoliliśmy mu zostać, bo
jako jedyny wykazał się wyjątkową odwagą i wszedł do łazienki. Ominął zbyszkowe
zwłoki i w szafce nad zlewem znalazł pilota. I nagle wybuchła awantura, kto go
będzie trzymał. Wrona stwierdził, że on i że nazwisko zobowiązuje. Kurek
powiedział, że nie, bo to jego pokój, na co Pit fuknął, że jego też. Krzysiek
krzyknął, że jest najstarszy, a potem Guma kazał mu się pierdolić na ryj. Marcin
nie ustępował, bo jest kapitanem i koniec kropka, a Gregor chciał po prostu
poczuć się fajny. Kosa nie miał argumentu, a Kubiaczyna miał na wszystko
wyjebane.
I
już Winiar odparł, że on jest najprzystojniejszy, gdy tak nagle na ekranie
telewizora pojawiła się czerwona twarz Kurka, bełkocząca coś bez ładu i składu.
- Ona tu jesssszzzt… i
tańszy dla mnieee…
O
matko. Szybko zakryłam usta, powstrzymując się od rżącego śmiechu. A potem w
tle Igła wtórując Bartkowi zatrząsł kamerą i zmienił kadr. I wszystko byłoby
ładnie i pięknie, gdyby ta ‘ona’ nie miała mojej twarzy.
Chłopaki
tak nagle się pojednali i zgodnie zaczęli gwizdać i krzyczeć do telewizora,
podczas gdy ja zbierałam się, by przypomnieć sobie, gdzie zostawiłam język. Jezu.
Dziewczyna, która wyglądała tak samo jak ja, miała taką samą dżinsową kurtkę i
dziurę w spodniach w tym samym miejscu, co moje czarne biodrówki, stała na
stole i jedyne, co nas odróżniało, to rozpuszczone włosy, które zawsze są
przecież wysoko upięte i okulary, które zamiast na nosie znajdowały się w
zębach… I… o mój Boże, co ona wyrabia?! To nawet nie jest taniec, to jest…
-
Seksowne – ocenił Kosa, głaszcząc się po podbródku.
-
Ponętne? – Mruknął niepewnie Guma, jakby miała go żona usłyszeć.
-
Miłe dla oka – stwierdził Piter, czerwony jak piwonia.
No
ale jak… jak to możliwe… jak… przecież… nie… no jak…
Tylko
poruszałam ustami, nie potrafiąc nic z siebie wydusić, z ręką wyciągniętą ku
telewizorowi. A Kubiak tylko szturchnął mnie ramieniem ze śmiechem i krzyknął,
że „spoko laska jestem!” .
- Jjjaaaaa… uwjelbjaaaam
joooom!
Znów
zapiał ten Kurek z telewizora i znów kamera się zatrzęsła. A potem wśród
zebranego koło mnie towarzystwo przeszło głuche „łuuuuuuuuu”.
- Dajesz Barteeeeek,
dajeeeeesz! – wrzasnął w
z głośnika Igła.
Oderwałam
przerażone spojrzenie od obmacującego mnie Kurka i pierw spiorunowałam nim
Krzyśka, który zakrył dłonią usta, jakby to nie jego klon właśnie krzyknął, by
później przenieść je na Bartosza.
Jakby
mnie Kubiak nie przytrzymał, to bym mu chyba twarz pazurami własnymi,
pomalowanymi na wdzięczny zielony kolorek, ozdobiła.
-
Zabieraj łapska z mojego tyłka! – Wrzasnęłam, widząc kurkowe dłonie na swoich
biodrach. Dobra, do tyłka zostało niewiele, ale i tak! Co to w ogóle miało być!
– Ty… Ty… Ty niewyżyty matole jeden! Wykorzystałeś mnie!
-
Nic nie zrobiłem! – Zapiał. No jeszcze chwila i by się rozpłakał. – Słowo daję,
ja tego nie pamiętam! – I załamał ręce, patrząc na mnie tymi swoimi przerażonymi
wytrzeszczami.
-
Kurek, lepiej się przyznaj… - mruknął Marcin, spoglądając to na mnie, to na
Kubiaka. – To ci podbije tylko jedno oko, zamiast dwóch.
-
Ochh, módl się, żeby to było tylko oko! – Krzyknęłam, wierzgając się i już
prawie machając nogami w powietrzu. – Michał, puszczaj mnie!
-
Chyba wolę nie… - Sapnął mi do ucha, po czym stęknął jak zbolały staruszek. –
Kurwa, silna jest.
-
Przecież ja nic nie zrobiłem!
-
Jak to nie?! A to?!
I
kiwnęłam w stronę telewizora, ale tam już Winiar szeroko uśmiechnięty i mocno zamroczony popijał
drinka z parasolką i kolorową, wykręconą słomką i zdradzał przepis na
jabłecznik.
- Jabłka muszą być świeże…
-
Kurek, jak ja cię dorwę!
-
Ale też nie za bardzo, bo po
niedojrzałych boli brzuch…
-
Byłem tak samo spity jak ty!
- Obieramy je i kroimy w
zależności od tego, jaką wielkość lubimy. Możemy też zetrzeć je na tarce. Ja
osobiście lubię je w większych kawałkach…
-
Czyli to też moja wina?!
-
Gotujemy w dużym garnku do uzyskania
satysfakcjonującej nas miękkości…
-
Może i tak!
-
W między czasie ugniatamy ciasto. Wiesz,
margaryna, mąka, żółtka, proszek do pieczenia…
- Chyba sobie ze mnie kpisz!
-
Cztery łyżki cukru, dwie łyżeczki cukru
waniliowego…
-
Byłaś nawalona jak autobus!
-
I kwaśna śmietana. Łyżka, nie mniej! Nie więcej!
-
O proszę, pamiętasz coś!
-
Ugniatamy, najlepiej rękoma żony…
-
Tak! Jak sama uwiesiłaś mi się na szyi i chciałaś zaciągnąć do kibla!
-
I wiesz, potem wszystko na blachę i do
piekarnika.
-
Ty… Ty bydlaku jeden, w życiu bym cię nawet kijem nie tknęła!
-
Czterdzieści pięć minut, sto
osiemdziesiąt stopni.
-
Myślisz, że bym się dał? Tobie?! Pfffff!
-
Kurwa, starczy, bo mnie opluł…
Guma
przetarł twarz ręką i choć bardzo chciał, nie zakończył tych krzyków. Nie
zakończył go nawet piejący Misiek, gdy oberwał łokciem po nosie, ani Możdżon,
który cały czerwony przytrzymywał od tyłu Kurka i buchał co chwila oddechem,
niczym kobieta rodząca. Nie udało się nawet Piotrkowi, któremu kazaliśmy
pieprzyć jego oazę spokoju, więc się chłopak zamknął w sobie i usiadł pod
ścianą.
-
Palant!
-
Wariatka!
-
Dupek!
-
Kretynka!
I
tak dalej, i tak dalej… Winiarowi zdążyłby się jabłecznik upiec, a ja wciąż
darłam się na Kurka, nie czując, aby ta cała wściekłość choć trochę opadła.
Wręcz przeciwnie, im więcej krzyczałam, im więcej mi odpowiadał, tym bardziej
się nakręcałam. I nawet jak już resztkami głosu chrypiałam, że niech no mnie
tylko Michał puści, to mu koszmar z życia zrobię. A on do mnie, że koszmar to
on ma, jak mnie widzi.
-
Powtórz to!
-
Jak na ciebie patrzę, to mi śniadanie do gardła podchodzi!
-
Kurwa, no! – Zagrzmiało za nami i zobaczyliśmy wycofującego się z powrotem do
łazienki Zbyszka.
-
Widzisz, Zibi przez ciebie znowu rzyga!
-
Przez ciebie, boś rozpił wczoraj wszystkich!
-
Jasne, wszystko moja wina!
-
A kto co chwila łaził do baru i przynosił coś nowego? – wtrącił się Gregor, a
jak go Bartek wzrokiem prawie zabił, to się wyprostował i stanął przede mną,
niczym moja własna prywatna tarcza. – Proszę mi tutaj zostawić Polę w spokoju i
już na nią nie krzyczeć! Odpintol się od mojej przyjaciółki ty zboczeńcu jeden niewyżyty,
alkoholiku przebrzydły, pijaku z dużymi uszami, ty!
Och,
to ja już wolałam, gdy siedział cicho.
Kurek
spojrzał na niego z góry z jakimś takim rozczuleniem i cichutko zarzęził
śmiechem, ale tylko go przełknął i spojrzał na mnie, jak na największego wroga.
-
Bo co? – Wycedził przez zęby.
Chyba
sądził, że mu Grześ powie, że będzie miał z nim do czynienia. Ale to nawet
Łomacz wie, że z naszej dwójki to mój prawy sierpowy jest mocniejszy.
No
więc co pomysłowy Grzesiu wymyślił?
-
Kurwa, Kurek, jak ja ciebie nienawidzę…
-
Z wzajemnością.
I
szarpnęło Kurzysko swoją wielką łapą w lewo, ciągnąc mnie za sobą, gdy na
rozwidleniu korytarza, chciałam skręcić w prawo. Bo wiecie… Gdy wychodzicie z
Gregorem z klubu go-go, upewnijcie się, że nie zawinął stamtąd kajdanek. Tak na
wszelki wypadek, bo to stworzenie głupie pomysły miewa.
________________________
Co by było milej zanim zaczniemy te nieszczęsne Mistrzostwa Świata. Będę Wam machać z samego szczytu Narodowego, jakby czasem kamera gdzieś tam zajechała (haha, haha, haaaa...).
Nie miałam koncepcji tutaj, bo ostatni raz Polę pisałam rok temu, więc szłam na żywioł. Ale koncepcja rodzi koncepcję i wiem, co będzie dalej. A przynajmniej coś mi tam świta.
No i jeszcze chciałam powiedzieć, że chciałam pobawić się grafiką, ale zajebistość Igłą Szyte z 2012 roku chyba przerasta moje internety, bo się nie ściąga. :( Ale będę walczyć!
PS. Naprawdę lubię tę kadrę z tamtych czasów.