wtorek, 24 lutego 2015

9. Mecz o przełamanie.


Treningi na hali mają to do siebie, że nie muszę brać w nich czynnego udziału. Całe szczęście, bo kto wie, jaką krzywdą to by się skończyło i nie mówię tutaj o sobie. Dawno nie grałam, a wciśnięte na nos okulary nie ułatwiały sytuacji. I zakwasy (efekt naszych wspaniałych codziennych karnych okrążeń) plus obciążony nadmiarem niektórych informacji z życia chłopaków mózg również nie pomagały. Uznajmy, że wciśnięta z laptopem w kąt hali stanowię mniejsze zagrożenie dla całej bandy spalskich osiłków. Zdecydowanie wolę siebie w roli mopera albo podawacza piłek. Tak, jak było do tej pory.
- Polcia!
- Nawet się nie waż! – Krzyknęłam, widząc, że Piotrek przymierza się do rzucenia piłki w moją stronę. Wydął dolną wargę i taki niezadowolony podszedł bliżej.
- Co robisz? – Spytał, siadają obok i zaglądając mi przez ramię w ekran. – Pasjansa układasz?
- Ćwiczę logiczne myślenie.
- Pograłabyś z nami.
- Nope, dziękuję, wolę pracę umysłową – mruknęłam, nie odrywając wzroku od rozłożonych kart. – Jakby Andrzejek pytał, to już potwierdziłam wszystkie rezerwacje.
- Piątka pik, na szóstkę kier. Pola, no chodź.
- Wiesz, kiedy ostatni raz grałam?
- Nie.
- Ja też nie, bo to było tak dawno temu, że już nawet tego nie pamiętam – wytłumaczyłam nad wyraz spokojnie, choć powoli zaczynałam czuć pulsującą żyłkę, która zawsze uruchamiała się wtedy, gdy ktoś mówił przy mnie o siatkówce w kwestii mojej gry. I nieważne, czy chodziło o czasy, w których trenowałam, czy o zwykłe rekreacyjne odbijanie piłki. Nie i już. – Pituś, czy ty aby nie masz treningu, że sapiesz mi tu nad ramieniem?
- Zaraz będziemy grać przeciwko sztabowi, a Jarząbkowi coś się w kostkę stało i nie ma kto go zastąpić.
- Niech któryś z chłopaków się poświęci.
- Wtedy cały mecz kadra kontra sztab nie miałby sensu.
Powoli przeniosłam wzrok z ekranu na Piotrka, podsuwając lekko opadające okulary, by wreszcie spojrzeć na niego z politowaniem.
- Wasze problemy są fascynujące.
- Polcia, no weź. Czemu ty nigdy nie chcesz z nami grać?
- Bo walicie w tę piłkę jak popierdoleni. Już raz oberwałam, a dla przypomnienia, stałam na słupku sędziego. Wystarczy mi.
- Oj, to był tylko raz i przez przypadek.
- Serio, Pit? Serio? Autorem był Kurek. Jedynym przypadkiem jest on i to dość felernym – fuknęłam, powracając do swojego pasjansa. Piotrek westchnął, po czym zamknął mi laptopa w rękach i odłożył go na bok. – Heeeej!
- Wasza wzajemna nienawiść mnie boli! – Oznajmił wyniosłym tonem. W dodatku wyprostował się, przez co siedząc obok niego, musiałam zadzierać głowę, by na niego spojrzeć. Ścisnął usta niczym niezadowolony z prezentu urodzinowego dzieciak i podparł się pod boki. – Albo zaczniecie ją zwalczać, albo kupię kajdanki i skuję was tak, jak Gregor! A Andrea będzie mógł mi nadmuchać!
- Co ja? – Krzyknął po angielsku przechodzący nieopodal Anastasi.
- Wszystko, co trener mówi jest święte! – Odpowiedział mu Nowakowski, na co AA uniósł kciuk i odszedł  stronę Oskara i Mieszka. Po chwili Piotrek znowu wlepiał we mnie swoje zacięte spojrzenie. – Zachowujecie się jak dwa wstrętne dzieciaki, a nawet gorzej, bo jak postawisz takiego dzieciaka do kąta, to przemyśli swoje zachowanie. Za to wy tylko się wzajemnie nakręcacie i nic fajnego z tego nie wychodzi.
- Zarzucasz mi niedojrzałość?
- Oboje jesteście niedojrzali jak śliwki w marcu.
Wywróciłam oczami.
- Po prostu się nie lubimy, wielkie mi halo.
- Dla mnie wielkie, bo on jest moim najlepszym kumplem, a ty jesteś super-mega-hiper fantastyczną dziewczyną i strasznie cię lubię. I mnie to wkurza, że nie mogę z wami połączyć sił i zrobić czegoś fajnego.
- To znaczy?
- No nie wiem. Nie lubię wybierać między wami, gdy nie mam z kim usiąść w stołówce.
- Sławek-recepcjonista zawsze siedzi sam.
- POLA!
- No co? Nie zauważyłeś tego?
- Powiesz mi dlaczego tak bardzo nie chcesz dogadać się z Bartkiem? I dlaczego nigdy nie grasz z nami na treningach?
Zacisnęłam usta, spoglądając nieufnie na naburmuszoną twarz Piotrka. Minę miał mało przekonującą, a może to po prostu mój upór cofał mnie przed odpowiedziami na oba te pytania. Nie chciało mi się gadać na ten temat i właściwie nie zamierzałam tego robić. Kuras i siatkówka to dwa najdrażliwsze tematy, jakie można przy mnie poruszyć. A gdy sięgnie się po nie w jednym momencie tak, jak zrobił to Pit, to naprawdę nie liczyłabym na jakiekolwiek odpowiedzi.
Nawet, jeśli całym swoim jestestwem uwielbiam Piotrka i dałabym się za niego pokroić, bo z tych wszystkich wyrostków poza Winiarem jest moją najukochańszą bestią.
Cóż, aby zamknąć całą rozmowę mogłam zrobić tylko jedno.
- Idę na przyjęcie. Nie obrażę się, jeśli darujesz sobie kilka bloków na mnie.
Okej, możliwe, że ten uśmiech na piotrkowej buźce oznacza, że mam go z głowy na jakiś czas. Przynajmniej do następnej spiny z Kurkiem, do której może dojść jeszcze dzisiaj.
- Żartujecie, prawda?
Bartosz spojrzał na jednego i drugiego Andreę, gdy zawiesiwszy na drabinkach bluzę, ustawiłam się z tyłu.
- Och, daj spokój, Bartek – zaśmiał się Anastasi, doskakując do górnej taśmy. – Chyba nie boisz się, że dziewczyna będzie lepsza od ciebie?
Jasne, AA, nakręcaj go przeciwko mnie. Niech puści na mnie taką bombę, żeby mi ręce odpadły. Tylko tego mi teraz brakuje, a sądząc po kurkowym spojrzeniu i sile, z jaką właśnie odbijał piłkę od podłogi, po jego zagrywce zesram się na miętowo. I tyle z mojego grania będzie.
Strzepnęłam nogi i ramiona. Okej, to się dzieje. Pierwszy mecz od dawna. Spokojnie, Pola, to nic takiego. Grałaś w swoim życiu już tyle razy, że sobie poradzisz. Byłaś w reprezentacji kadetek i juniorek, pamiętasz? Po prostu rób to, co wtedy. Przyjmuj zagrywkę w punkt, trzymaj się pozycji, atakuj precyzyjnie i nie spuszczaj wzroku z piłki. Amen.
- Zamierzasz grać w okularach? – Ostatnie pytanie przed gwizdkiem. Sapnęłam, spoglądając na oddalonego o całą odległość boiska Kurka. Sięgnęłam do oprawek i nie zwracając uwagi na nagły brak ostrości, położyłam okulary pod ścianą. Ślepa jak kret nie byłam, właściwie to dobrze bez nich widziałam i… no dobra. Okulary to mój rodzaj samoobrony, tak? Dopóki miałam je na nosie, nie grałam. Na soczewki i tak byłam uczulona, a okulary pomagały w zwyczajnym astygmatyzmie. – Już? Gotowa? Czy musisz jeszcze nosek przypudrować?
- Nawet w makijażu jestem bardziej męska od ciebie, Kurek.
Nabrał powietrza w usta, ale nic nie odpowiedział, co pewnie miało związek z cichym śmiechem, który rozniósł się po sali. Ustawił się na końcu boiska, tuż za plecami Winiara, Łukasza, Kuby, Igły i Piotrka, dzielącego środek z Marcinem. Oskar gwizdnął i machnął ręką.
Jedziemy z koksem.
Zgodnie z oczekiwaniami piłka poleciała w moją stronę. Automatycznie ułożyłam ręce do odbioru, zapierając się twardo stopami o ziemię i… przyjęłam ten jego cholernie silny serwis, który na pewno zostawił na moich przedramionach czerwony ślad. Piłka poleciała w stronę grającego na rozegraniu Łysego, który z kolei wystawił na początek krótką Gardiniemu. Nim Piotrek zorientował się w tym zagraniu, pierwszy punkt wylądował po stronie sztabu.
- Bene!
Przybiłam piątkę AA i nie oglądając się za siebie, złapał podrzuconą przez Rucka piłkę i udałam się w pole serwisowe. Wypuściłam powietrze przez usta i zgodnie ze starym zwyczajem kilkukrotnie podbiłam piłkę dwoma rękoma od ziemi. Do ostatniej chwili nie potrafiłam zdecydować się na mocne uderzenie lub flota, więc gdy w końcu podrzuciłam piłkę do góry, po prostu wyobraziłam sobie, ze to bartoszowa głowa. Siadło aż miło!
Igła przyjął, a Łukasz podsunął piłkę na lewy atak do Winiara. Anastasi odbił piłkę, którą Olek tym razem posłał grającemu na ataku Rafałowi Antczakowi, ale Misiek z Piotrkiem zdążyli ustawić blok. W ostatniej chwili podbiłam piłkę, którą Gianni podsunął znów Rafałowi. Kolejna czapa, tym razem punktowa – po jeden.
- Pola, jak ci wystawić?
Spojrzałam na Olka jak na debila.
- Najlepiej wcale!
- Od libero mamy Gianniego. Dawaj, decyduj się.
- Jezu, nie wiem!
- Szybka na Polę, nim ustawią blok – zdecydował szybko AA i nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, odszedł w swoje pole.
- Genialnie – mruknęłam pod nosem.
Atak nie wyszedł. Wystawa była dobra, jej tempo również, tylko ja spieprzyłam, bo chcąc wyminąć ręce Ziomka pierdolnęłam prosto w antenkę. Drugi i trzeci raz też się nie udało. Albo odbiłam się od bloku, albo przebiłam nad nim, trafiając w out. I chociaż to był zwykły mecz, mający za zadanie głównie sprawdzenie formy chłopaków, nie potrafiłam się nie denerwować.
- Pola, spokojnie, to tylko zwykła gra o jednodniowe mistrzostwo hali – zaśmiał się Gardini, obejmując mnie ramieniem po przegranym do szesnastu pierwszym secie. – Dobrze jest!
- Nie wyszedł mi ani jeden atak.
- No i co z tego? Ale za to Kuba miał wysoką skuteczność w ofensywie, a Igła przyjmował na wysokim procencie.
- Świetnie, brawa dla nich.
Z wściekłością rzuciłam ręcznikiem o podłogę. Właśnie tak kończy się moje pięć lat bez grania. Wiedziałam, że tak będzie. Cholerny Piotrek, to przez niego. Nie dość, że przypominałam sobie, jak cholernie mocno kocham siatkówkę, w którą już nigdy nie będę mogła grać profesjonalnie, to do tego wszystkiego dochodziła płynąca po twarzy Kurka satysfakcja, że, cóż, nie jest gorszy od dziewczyny, jakby to w ogóle dawało się porównywać. Po prostu nie szło mi, a jemu moje niepowodzenie było na rękę, ot cała historia.
- Polcia, i jak?
Piotrek zaczepił mnie pod siatką i pociągnął za koszulkę. Westchnęłam.
- Do dupy.
- Jakby się Gregor postarał, to nawet nawalony atakowałby lepiej – parsknął za piotrkowymi plecami Bartek, a mi aż nóż w kieszeni się otworzył.
- Morda, Kurak!
- Przyłóż się, a nie bijesz ślepakami! – Odkrzyknął, po czym zbliżył się, aż w końcu stanął po tej drugiej stronie siatki, tuż obok Piotrka. – Cały czas spinasz się, jakby ci ktoś drutem tyłek zszył i to przekłada się na twoją grę, nie widzisz tego? Kompletnie nie potrafisz wyluzować i bawić się piłką.
- O cholerę ci chodzi?
- Partolisz, bo chcesz mi dopiec swoim pożal się Boże atakiem. Tak się na tym skupiasz, że ci nie wychodzi. – Pokręcił głową, patrząc na mnie z politowaniem. – Tylko, że na mnie to nie robi wrażenia, a ty bez sensu tracisz punkty.
- Chyba się zapominasz, kolego. Akurat ciebie mam głęboko w poważaniu, jakbyś jeszcze nie zauważył.
- Uwierz mi, zauważyłem – mruknął, uśmiechając się trochę kpiąco i rozglądając po swojej połowie boiska. – Każda autowa piłka tylko mnie w tym przekonaniu utwierdza.
- Słuchaj no, Kurek, Siurek, Ogórek, czy jak tam wolisz, by na ciebie gadać! Moja siatkówka, moja sprawa, może po prostu nie jestem taką mistrzynią, jak ty – syknęłam, stając na palcach, by bliżej spojrzeć mu w oczy. – Przestań oglądać się na siebie, skup się na swoim przyjęciu, bo znowu oberwiesz od Rafy i daj mi, do cholery, święty spokój, co?
- Spoko. Pod warunkiem, że wylajtujesz i w końcu wbijesz mi gwoździa.
Zacisnęłam zęby, przez chwilę gniotąc go gniewnym spojrzeniem. Dopiero gdy Anastasi zarządził rewanżowego seta, bez słowa obróciłam się na pięcie i popędziłam w stronę pola serwisowego. Wściekła, jeszcze bardziej niż po pierwszym przegranym secie, jedyne na co miałam ochotę, to cisnąć tą Mikasą prosto w twarz Bartka i z radością wsłuchiwać się w dźwięk łamanego nosa. Zasrany bufon z ego wyższym od Możdżona. Uszaty frajer myślący, że jest pępkiem świata. Co on sobie wyobraża? Że niby to przez niego nie potrafię skończyć ataku? Jasne! Jest powodem i usprawiedliwieniem na wszystko, co mi się udaje, a co nie. Zasrany reprezentant kraju. Taki kochany, taki uwielbiany przez tłumy, a jednak taki dupek! Cholera, co za… A pieprzyć Kurka i wszystko, co z nim związane!
Podrzuciłam piłkę i zużywając wszystkie siły, uderzyłam w nią, posyłając piłkę równo nad siatką. Igła rzucił się do obrony i podbijając serwis, przeturlał się przez pół boiska, blokując Łukasza. Marcin wystawił do Kuby, ale Jarski nie miał z czego uderzać, więc oddał piłkę. Gianni odebrał ją i podesłał do Olka, który szybko wystawił AA. Przebił się, punkt dla nas.
Wróciłam do pola serwisowego, powtarzając tak samo silną zagrywkę, jak pierwsza. Kurek odebrał idealnie, Łukasz rozegrał na środek i nim się zorientowałam, Marcin wbił gwoździa, który odbijając się od boiska, wylądował w moich rękach.
- Sorka! – Zatrząsł brodą, na co pokręciłam głową.
Olek unikał wystaw do mnie, starając się grać jak najwięcej środkiem, aby wytrenować reakcje Piotka, Marcina oraz wchodzącego na zmiany Grześka. Gdy dostał znak od Anastasiego, to jemu posyłał piłki, lub wykorzystywał Rafała na ataku. Na półmetku stan seta był wyrównany.
- Wystaw mi. – Kiwnęłam na Łysego, podczas krótkiej przerwy. Zakręcił butelkę z wodą i spojrzał na mnie ze zwątpieniem. – Szybka piłka, tylko nie wysoko, bo nie doskoczę.
- Jak sobie życzysz.
Zaśmiał się i klepnął mnie w plecy. Zajęłam pozycję, opierając ręce o kolana. Wzrok wbiłam w tkwiącego w takiej samej pozycji Kurka. Uniósł brwi w porozumiewawczym geście, na co poruszyłam ustami w wymownym ‘spierdalaj’. Uśmiechnął się głupkowato. K-r-e-t-y-n.
Gwizdek. Piotrek puścił swojego firmowego flota, którego Gianni ledwo przyjął. Cofnęłam się, nie spuszczając wzroku z piłki, którą Olek odbił… na drugą linię, do AA. Przełknęłam sformułowaną przez zdenerwowanie gulę i obróciłam głowę w stronę drugiej połowy boiska. Kurek przyjął na klatę atak Andrei. Guma, który wszedł niedawno na boisko posłał piłkę do Winiara, który nadział się na postawiony przez Olka i Gardo blok. Piłka znów po stronie chłopaków. Marcin podbił piłkę, Guma na prawo, do Kuby, a Kuba nie skończył ataku. Gianni przyjął, Olek znów rozegrał do Anastasiego, ten znów został wybroniony, ale piłka po interwencji Piotrka piłka wróciła na naszą stronę. AA przyjął, podał do Łysego i… kurwa.
Posłał na lewo. Na moje cholerne skrzydło. Nie wiem kiedy, ale nogi same poderwały się od ziemi. Wzięłam rozpęd, zamachnęłam się rękoma i wybiłam do góry, sięgając dłonią do niebiesko-żółtej Mikasy.
Jak to codziennie podczas biegania krzyczy na mnie Dziku? „Ciśnij, Olszewska”? OKEJ.

* * *

- Wody?
- Dzięęęki, Pit.
Uśmiechnął się promiennie i klapnął obok, przybierając jedną z pozycji, mających na celu rozluźnienie mięśni po meczu. Założył zgiętą w kolanie nogę za drugą wyprostowaną i wciąż z takim uśmiechem patrzył na mnie przez długą chwilę.
- Co się gapisz? – mruknęłam, starając się, aby to brzmiało tak bardzo po mojemu, ale z tymi rozjeżdżającymi się na boki kącikami ust jakoś słabo mi to wyszło. Zmrużył oczy, jakby chciał powiedzieć „Już ty wiesz dlaczego”. – No co? Sprowokował mnie. Chciał gwoździa, to go dostał.
- Nakręcił cię – stwierdził po paru sekundach. Już otwierałam usta, aby coś powiedzieć, ale podniósł na mnie palec wskazujący. – Nawet nie próbuj się wypierać!
- Nie nakręcił mnie! – Zaoponowałam, szukając w głowie jakiejś innej przyczyny, dla której druga połowa drugiego seta stała pod znakiem moich dobry ataków, a zwłaszcza tamtego jednego, w którym piłka została niemal wbita pod kurkowe stopy. – Po prostu mnie wkurzył. A jak jestem wkurzona to się różne rzeczy dzieją.
- Wcześniej byłaś wkurzona, bo ci nie idzie i jakoś wciąż nie mogłaś skończyć – niemalże wyrecytował. – A poza tym… ‘nakręcił’ i ‘wkurzył’ to w odpowiednim znaczeniu synonimy.
- Chyba w twojej du…
- No proszę, potrafisz wyluzować.
Bardzo niechętnie obróciłam i zadarłam głowę w stronę sterczącego za mną Kurka. Prychnęłam i wróciłam do swoich ćwiczeń rozluźniających, jakby w ogóle tam nie stał. A on co? Obszedł nas i usiadł tak, żeby być przodem do mnie.
- To prywatna część boiska – poinformowałam w miarę spokojnie, bo czułam na sobie czujne oko Pitera.
- Niepodpisana.
- Nie wystarczy, że ja tu siedzę, co oznacza, że twoje miejsce jest jakieś dwa kilometry stąd?
- Akurat przyszedłem do Piotrka – oznajmił sucho i założył nogę za nogę. – Problem?
Wywróciłam oczami i przemilczałam. Obróciłam się do nich plecami, natrafiając na roześmianego buziaka Kuby, który rzucił ręcznik do kosza i z krzykiem rzucił się w moją stronę.
- Ktoś tutaj dał dzisiaj czadu! – krzyknął i prześlizgując się w samych skarpetkach po boisku, wywalił się tuż obok i zaczął mnie szczypać pod bokami i łaskotać i tulić i czochrać włosy i w ogóle wszystko. – Brawooo, Polson! Jak za starych czasów!
- Odczep się, głąbie! – Wypiszczałam, niemocno tłukąc go łokciem w brzuch. – Boliiii, Piiiit, ratuuuuj!
- Pit ci nie pomoże, szajbusko. Coś ty wyrabiała w tym drugim secie, co? – Spytał, trzymając mnie za nadgarstki w taki sposób, że opierałam się głową o jego klatkę piersiową. – Waliłaś aż klepki odpadały.
- Nooo i?
- Przecież ty od pięciu lat nie grasz!
- Wygląda na to, że wciąż to mam, Jaro.
Zaśmiał się, na co wytknęłam język i sama parsknęłam śmiechem. Kurczę, nie sądziłam, że pierwszy mecz po tylu latach skończy się w ten sposób. I nie myślałam, że sobie tak łatwo z tym poradzę. Okej, nawet jeśli jakiś wkład w tę późniejszą dobrą grę miał Bartek i jego tandetna, samo zachwalająca gadka, która uruchomiła mnie do tego stopnia, że chciałam wbijać piłkę w jego twarz, zamiast boisko. Pal sześć Kuraka i wszystko, co z nim związane. Dałam radę, stawiam wszystkim kolejkę!
- Uno momento, babies – zaczął Piotrek, patrząc na nas z niezrozumieniem. – Czuję ogarniające mnie zdezorientowanie, a to nie jest dobre dla mojego spokojnego snu. Domagam się wyjaśnień. Czy ja dobrze dodaję? Polcia kiedyś grała?
- To nikt nie wie? – Kuba zerknął na mnie pytająco, na co wzruszyłam ramionami.
- Nikt nie pytał.
- Przecież Pola grała w reprze w kadetkach i juniorkach – wyjaśnił najprościej. – I w Sosnowcu się uczyła. Była genialną przyjmującą.
- Coooooo? – Piotrek zapowietrzył się, a oczy urosły mu do rozmiaru katowickiego Spodka. Skrzywiłam się nieco, spoglądając na niego niepewnie, tym samym wychwytując dziwne spojrzenie Kurka.
- Nie kojarzę jej.
- A kogo ty kojarzysz poza sobą? – Fuknęłam, za co Kuba wbił mi palec między żebra.
- Wychowywaliśmy się na tych samych boiskach.
Nagle (cholera wie skąd) obok zmaterializował się Gregor. W dżinsach, kadrowej bluzie, ze sportową torbą na ramieniu, prawie gotowy do odjazdu. Posłałam mu smutne spojrzenie, a gdy kucnął tuż obok i złapał mnie za kolana, wysiliłam się na blady uśmiech.
- Razem odbijaliśmy piłki, gdy mieliśmy obozy z dziewczynami. Zawsze się uzupełnialiśmy. Pola odbierała, ja sypałem, Jarski atakował i było super. No dobra, prawie.
- Bo nie mam penisa.
- I tylko tego żałuję – mruknął Łomacz, na co uniosłam sceptycznie brew. – Dobra, żałowałem, dopóki ci cycki nie urosły, okej?
- Okej, okej. – Posłałam mu kwaśny uśmiech i poklepałam go po zarośniętym policzku. – Oj, Grzesiu, Grzesiu.
- No ale pięć lat? – Spytał Igła. Nosz cholera, nagle wielkie zainteresowanie się zrobiło! Rozejrzałam się dookoła i okazało się, że wszyscy w ciszy patrzą w naszą stronę i przysłuchują się. Krzysiek z jedną skarpetką na nodze patrzył na nas podejrzliwie, wyczekując odpowiedzi. – To ile ty miałaś wtedy lat?
- Dziewiętnaście.
- Młodziej to już się nie dało skończyć? – Machnął drugą skarpetą w powietrzu. – Kobieto, to co dzisiaj grałaś to istna zajebioza i rzuciłaś to jako nastka? Poturbowało cię?
Trochę się spięłam, co z pewnością wyczuł Kuba, bo przysunął się nieco bliżej.
- Tak, Igła, poturbowało mnie. I to dosłownie poturbowało.
- Że niby co? – Spytał cicho Kubi, przełykając głośno ślinę. – Coś się ten-tego… stało?
Westchnęłam i zaczęłam podnosić się z ziemi. Kuba chwycił mnie za rękę i pokręcił głową. Jasne, jak nie chcę, to nie powiem. Ale chcę. Po co się z czymś kryć, gdy wszyscy żyjemy tutaj w jednej wielkiej bez-tajemnicy?  Lekko uniosłam koszulkę, odsłaniając dolny odcinek kręgosłupa, wzdłuż którego przechodziła jasna blizna.
- Wypadek samochodowy, złamany jeden z odcinków kręgosłupa, operacja, koniec z obciążeniami, koniec z treningami… Koniec z siatkówką.
O dziwo byłam bardzo opanowana. Nie zdenerwowana, nie wkurzona tym, że muszę się tłumaczyć. Zwyczajna, spokojna. Opuściłam koszulkę, aby nie musieli dłużej patrzeć na tę okropną bliznę i zaciskając usta w wąską kreskę spojrzałam po nich. Wcięci. Zatkani. A do tej pory jadaczki nie zamykały im się 24/7.
- Po rehabilitacji istniał możliwy powrót na boisko, ale lekarze od razu zastrzegli, że nigdy nie będę w stanie zagrać na sto procent. A jeśli nie mogłam zagrać na sto procent, to wolałam nie grać wcale. Ot, cała historia z życia Poli – wyjaśniłam, wzruszając ramionami i krzywo się do nich uśmiechając. Dalej siedzieli cicho. Tylko słyszałam coraz niżej zjeżdżającą gumową szczenę. – No powiedzcie coś!
- Coś w sensie „bardzo nam przykro” czy coś w sensie „super, że tu z nami stoisz cała i zdrowa”? – Stęknął niepewnie Zbyszek.
- Coś w sensie „gdyby nie to, nie mielibyśmy takiej zajebistej kierowniczki” debilu – powiedział Marcin, strzelając Bartmanowi w tył głowy. – Chociaż z drugiej strony…
- Nie ma żadnej drugiej strony, Możdzi – westchnęłam. – Tak musiało być. Stało się i tyle. Podjęłam słuszną decyzję, której nie żałuję i w sumie… hej, narzekam na was, ale wiecie, no… - ściszyłam głos, spoglądając na nich niepewnie. Nagle zaczęli uśmiechać się jakoś tak cwaniacko, chyba całkowicie rozczytując, co chciałam powiedzieć, ale co nie mogło mi przez gardło przejść, bo utknęło w nim w postaci jednej wielkiej kluchy. – Nie, nie liczcie, że to ode mnie usłyszycie.
- POLA NAS LUBIIII! – Zapiał Kosa.
- Ciebie nie, cały czas gapisz mi się w cycki.
- Stary, piona! – Poderwał się Gregor i przybił piątkę z drugim Grześkiem. – Widziałeś ją bez koszulki? Chłopie…
- GREGOR, JAPA!
- Sorki.
Wypuściłam z płuc zaległą dawkę powietrza i jeszcze raz na nich wszystkich spojrzałam. No, fajni są, naprawdę. Uwielbiam ich. Uwielbiam śpiewającego Winiara, ganiającego z kamerą Igłę, przynoszącego mi kawę i herbatę Piotrka, brodatego Marcina, Gumę, który tak jak ja ma zawsze wszystkiego dość, puszczającego sprośne aluzje Zibiego, Dzika, z którym mogę przeklinać ile wlezie, wiecznie spokojnego Rucego, gadającego przez sen po włosku Ziomka… no nawet Kosę, który wciąż gapi mi się w biust. Już nie mówiąc o Gregorze i Kubie, których kocham jak własnych braci. Możliwe, że nawet lubię ten konflikt z Kurkiem. Podkreślam: MOŻLIWE.
- Durni jesteście, ale wdechowi.
- Dzięki, ty też jesteś durna.
- Weź się bujaj, Winiar.
I tak pierwszy odpadł, bo rzucił mi się na szyję i zaczął pocierać głowę zaciśniętą w pięść dłonią. Czubek. Oni wszyscy są czubkami, którzy okazują za dużo uczuć. Błagam, gdy mnie tak ściskali (z jednym wyjątkiem, of kors), to prawie coś tam poczułam, jakąś silniejszą sympatię czy coś. Damn, rozklejam się, to nie jest dobre.
- Polcia, jesteś wdechowa – szepnął mi na ucho Pit, trzymając mnie te pół metra nad ziemią i ściskając jak ulubioną maskotkę. Uśmiechnęłam się pod nosem i uniosłam, do tej pory przyciśniętą do ramienia Piotrka głowę. Tak jakoś trafiłam spojrzeniem na Kurka. Nic się z jego facjaty nie dało wyczytać, no kompletnie. Westchnął i zagryzł wargi, chyba lekko skonsternowany całym tym zamieszaniem. W sumie, to ja trochę też. – Tak mega mega mega wdechowa.
- Powiedziałbyś to każdej babce, która pierze twoje skarpety, Pit. Każdej.


* * *

Mój ryk musiała słyszeć ponad połowa populacji Spały, bo wyłam tak głośno i donośnie, że z pobliskiego drzewa odleciały wszystkie ptaki, a Kuba zaczął poklepywać mnie coraz mocniej po plecach zapewne licząc, że w końcu jakoś mnie zablokuje. Ale ja darłam się jeszcze głośniej. No bo kurde.
- Gregooooor, nie jeeeeeedź!
- No ale kiedy ja muszę!
- Nie musisz!
- Muszę!
- Zostań!
- Nie mogę!
- Gregooooor!
- Cooooo!
- Nie zostawiaaaaaj mnie tu z nimiiiii!
- Pierdolnięta jesteś, dopiero wszystkim miłość wyznawałaś! – Zaśmiał się i chciał mnie chyba puścić, ale jeszcze mocniej zacisnęłam ręce wokół łomaczowej szyi. To już powoli zaczynało podlegać pod podduszanie. Chyba. Jeszcze nie puchł.
- Kłamałam! Nienawidzę ich! Wszystkich! Marcinowi śmierdzą stopy, a Kosa tylko czeka, żeby mnie uniewinnić!
- Kuba, zabierz tę dwudziestoczteroletnią dziewicę ode mnie, bo wysypki dostanę.
- GREGOOOR!
- NO COOOO!
Odsunęłam się nieco, żeby móc na niego spojrzeć. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta, spoglądając na tę brzydką twarz Grześka. Och, jak ja go nie znoszę. Och, jak ja go jednocześnie uwielbiam.
- Pusto tu będzie bez ciebie.
- Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma.
- Dupku, twój brak jest zawsze dostrzegalny – burknęłam, spoglądając na niego spode łba. – Kto mnie będzie wkurwiał?
- Kurek – podsunął z tyłu Kuba. Wywróciłam oczami. – I Bartman.
- No tak, nieocenieni w swoim fachu.
- Polson, muszę jechać.
Westchnęłam, rozluźniając całkowicie uścisk. Grzesiu chwycił mnie za ręce i wesoło nimi potrząsnął, robiąc do tego głupie miny.
- Uśmiechnij się!
No uśmiechnęłam się bardzo niewyraźnie i bardzo od niechcenia, bo nie chciałam, aby było mu przykro. Stwierdził, że od razu lepiej i nadstawił policzek. Uch, znowu to samo. Założę się, że znowu jak będę chciała go cmoknąć w ten zarost, to w ostatniej chwili obróci się i skończy się na buziaku prosto w usta.
Tak, znów to zrobił.
- Kocham cię, ale jesteś obleśny. – Skrzywiłam się, wycierając wargi rękawem bluzy. – I jadłeś kapuśniak.
- Dwie rzeczy, których będzie mi brakować: spalski kapuśniak i wasze mordy.
- Dobra, dobra, miss Pomorza, zmiataj, zanim ci pociąg ucieknie – zaśmiał się Kuba i objął mnie ramieniem. – I daj znać, jak dojedziesz.
Gregor machnął rękę i wsiadł do taksówki. Szybko jednak opuścił szybę i spojrzał na nas podejrzliwie.
- Ej, Kuba… Skopcie wszystkim tyłki, co? I wygrajcie tę pioruńską Ligę.
- Jasne, szefie.
- Super. Aha, Pola?
- Tak, Dzióbku?
- Teraz mogę ci to powiedzieć, bo wiem, że już mi nie ukręcisz karku…
- Gregor?
- Wydaje mi się, że Bartek cię lubi.
- Gregor…
- I powiedział mi to wtedy, jak byliśmy na striptizach…
- GREGOR…
- I to ja go namówiłem, aby cię trochę zmacał. Ale podkreślam: trochę! Nie nachalnie! Bo nie wiedział, jak do ciebie zagadać i w ogóle… I to ja was tak wtedy schlałem… I jest mi bardzo przykro, że teraz tak go nienawidzisz!
- GREGOR!
- KIEROWCA, GAZU!

____________________


Emm, cześć Wam. Ktokolwiek tu jeszcze jest, ktokolwiek jeszcze czekał na rozdział tutaj i w ogóle… Trochę długo nie było tutaj rozdziału. Tłumaczenia chyba nie mają sensu, po prostu jakoś tak wyszło. Brak czasu na tyle opowiadań, brak weny na Cyrkowców i chęci… Ale dzisiaj miałam dzień bez mózgu i ten dzień należało jakoś wykorzystać. Także wróciłam z uczelni, usiadłam i w osiem godzin napisałam to coś, co nijak nie zasługuje na miano czegokolwiek. Dno, dno, żenada, gacie Bartmana i muł. Mam nadzieję, że mi wybaczcie.
W ogóle to rozdział miał być patologiczny, ale gdzieś w połowie rozdziału zmieniła mi się koncepcja. Cóż, Pola ogoli nogi Zibiemu kiedy indziej.
Ściskam wszystkich, którzy przebrnęli przez ten rozdział i jeszcze żyją.
Buziaki.