Treningi
na hali mają to do siebie, że nie muszę brać w nich czynnego udziału. Całe
szczęście, bo kto wie, jaką krzywdą to by się skończyło i nie mówię tutaj o
sobie. Dawno nie grałam, a wciśnięte na nos okulary nie ułatwiały sytuacji. I
zakwasy (efekt naszych wspaniałych codziennych karnych okrążeń) plus obciążony
nadmiarem niektórych informacji z życia chłopaków mózg również nie pomagały.
Uznajmy, że wciśnięta z laptopem w kąt hali stanowię mniejsze zagrożenie dla
całej bandy spalskich osiłków. Zdecydowanie wolę siebie w roli mopera albo
podawacza piłek. Tak, jak było do tej pory.
-
Polcia!
-
Nawet się nie waż! – Krzyknęłam, widząc, że Piotrek przymierza się do rzucenia
piłki w moją stronę. Wydął dolną wargę i taki niezadowolony podszedł bliżej.
-
Co robisz? – Spytał, siadają obok i zaglądając mi przez ramię w ekran. –
Pasjansa układasz?
-
Ćwiczę logiczne myślenie.
-
Pograłabyś z nami.
-
Nope, dziękuję, wolę pracę umysłową – mruknęłam, nie odrywając wzroku od
rozłożonych kart. – Jakby Andrzejek pytał, to już potwierdziłam wszystkie
rezerwacje.
-
Piątka pik, na szóstkę kier. Pola, no chodź.
-
Wiesz, kiedy ostatni raz grałam?
-
Nie.
-
Ja też nie, bo to było tak dawno temu, że już nawet tego nie pamiętam –
wytłumaczyłam nad wyraz spokojnie, choć powoli zaczynałam czuć pulsującą żyłkę,
która zawsze uruchamiała się wtedy, gdy ktoś mówił przy mnie o siatkówce w
kwestii mojej gry. I nieważne, czy chodziło o czasy, w których trenowałam, czy
o zwykłe rekreacyjne odbijanie piłki. Nie i już. – Pituś, czy ty aby nie masz
treningu, że sapiesz mi tu nad ramieniem?
-
Zaraz będziemy grać przeciwko sztabowi, a Jarząbkowi coś się w kostkę stało i
nie ma kto go zastąpić.
-
Niech któryś z chłopaków się poświęci.
-
Wtedy cały mecz kadra kontra sztab nie miałby sensu.
Powoli
przeniosłam wzrok z ekranu na Piotrka, podsuwając lekko opadające okulary, by
wreszcie spojrzeć na niego z politowaniem.
-
Wasze problemy są fascynujące.
-
Polcia, no weź. Czemu ty nigdy nie chcesz z nami grać?
-
Bo walicie w tę piłkę jak popierdoleni. Już raz oberwałam, a dla przypomnienia,
stałam na słupku sędziego. Wystarczy mi.
-
Oj, to był tylko raz i przez przypadek.
-
Serio, Pit? Serio? Autorem był Kurek. Jedynym przypadkiem jest on i to dość
felernym – fuknęłam, powracając do swojego pasjansa. Piotrek westchnął, po czym
zamknął mi laptopa w rękach i odłożył go na bok. – Heeeej!
-
Wasza wzajemna nienawiść mnie boli! – Oznajmił wyniosłym tonem. W dodatku
wyprostował się, przez co siedząc obok niego, musiałam zadzierać głowę, by na
niego spojrzeć. Ścisnął usta niczym niezadowolony z prezentu urodzinowego
dzieciak i podparł się pod boki. – Albo zaczniecie ją zwalczać, albo kupię
kajdanki i skuję was tak, jak Gregor! A Andrea będzie mógł mi nadmuchać!
-
Co ja? – Krzyknął po angielsku przechodzący nieopodal Anastasi.
-
Wszystko, co trener mówi jest święte! – Odpowiedział mu Nowakowski, na co AA
uniósł kciuk i odszedł stronę Oskara i
Mieszka. Po chwili Piotrek znowu wlepiał we mnie swoje zacięte spojrzenie. – Zachowujecie
się jak dwa wstrętne dzieciaki, a nawet gorzej, bo jak postawisz takiego
dzieciaka do kąta, to przemyśli swoje zachowanie. Za to wy tylko się wzajemnie
nakręcacie i nic fajnego z tego nie wychodzi.
-
Zarzucasz mi niedojrzałość?
-
Oboje jesteście niedojrzali jak śliwki w marcu.
Wywróciłam
oczami.
-
Po prostu się nie lubimy, wielkie mi halo.
-
Dla mnie wielkie, bo on jest moim najlepszym kumplem, a ty jesteś super-mega-hiper
fantastyczną dziewczyną i strasznie cię lubię. I mnie to wkurza, że nie mogę z
wami połączyć sił i zrobić czegoś fajnego.
-
To znaczy?
-
No nie wiem. Nie lubię wybierać między wami, gdy nie mam z kim usiąść w
stołówce.
-
Sławek-recepcjonista zawsze siedzi sam.
-
POLA!
-
No co? Nie zauważyłeś tego?
-
Powiesz mi dlaczego tak bardzo nie chcesz dogadać się z Bartkiem? I dlaczego
nigdy nie grasz z nami na treningach?
Zacisnęłam
usta, spoglądając nieufnie na naburmuszoną twarz Piotrka. Minę miał mało
przekonującą, a może to po prostu mój upór cofał mnie przed odpowiedziami na
oba te pytania. Nie chciało mi się gadać na ten temat i właściwie nie
zamierzałam tego robić. Kuras i siatkówka to dwa najdrażliwsze tematy, jakie
można przy mnie poruszyć. A gdy sięgnie się po nie w jednym momencie tak, jak
zrobił to Pit, to naprawdę nie liczyłabym na jakiekolwiek odpowiedzi.
Nawet,
jeśli całym swoim jestestwem uwielbiam Piotrka i dałabym się za niego pokroić,
bo z tych wszystkich wyrostków poza Winiarem jest moją najukochańszą bestią.
Cóż,
aby zamknąć całą rozmowę mogłam zrobić tylko jedno.
-
Idę na przyjęcie. Nie obrażę się, jeśli darujesz sobie kilka bloków na mnie.
Okej,
możliwe, że ten uśmiech na piotrkowej buźce oznacza, że mam go z głowy na jakiś
czas. Przynajmniej do następnej spiny z Kurkiem, do której może dojść jeszcze
dzisiaj.
-
Żartujecie, prawda?
Bartosz
spojrzał na jednego i drugiego Andreę, gdy zawiesiwszy na drabinkach bluzę,
ustawiłam się z tyłu.
-
Och, daj spokój, Bartek – zaśmiał się Anastasi, doskakując do górnej taśmy. –
Chyba nie boisz się, że dziewczyna będzie lepsza od ciebie?
Jasne,
AA, nakręcaj go przeciwko mnie. Niech puści na mnie taką bombę, żeby mi ręce odpadły.
Tylko tego mi teraz brakuje, a sądząc po kurkowym spojrzeniu i sile, z jaką
właśnie odbijał piłkę od podłogi, po jego zagrywce zesram się na miętowo. I
tyle z mojego grania będzie.
Strzepnęłam
nogi i ramiona. Okej, to się dzieje. Pierwszy mecz od dawna. Spokojnie, Pola, to
nic takiego. Grałaś w swoim życiu już tyle razy, że sobie poradzisz. Byłaś w
reprezentacji kadetek i juniorek, pamiętasz? Po prostu rób to, co wtedy.
Przyjmuj zagrywkę w punkt, trzymaj się pozycji, atakuj precyzyjnie i nie
spuszczaj wzroku z piłki. Amen.
-
Zamierzasz grać w okularach? – Ostatnie pytanie przed gwizdkiem. Sapnęłam,
spoglądając na oddalonego o całą odległość boiska Kurka. Sięgnęłam do oprawek i
nie zwracając uwagi na nagły brak ostrości, położyłam okulary pod ścianą. Ślepa
jak kret nie byłam, właściwie to dobrze bez nich widziałam i… no dobra. Okulary
to mój rodzaj samoobrony, tak? Dopóki miałam je na nosie, nie grałam. Na
soczewki i tak byłam uczulona, a okulary pomagały w zwyczajnym astygmatyzmie. –
Już? Gotowa? Czy musisz jeszcze nosek przypudrować?
-
Nawet w makijażu jestem bardziej męska od ciebie, Kurek.
Nabrał
powietrza w usta, ale nic nie odpowiedział, co pewnie miało związek z cichym
śmiechem, który rozniósł się po sali. Ustawił się na końcu boiska, tuż za
plecami Winiara, Łukasza, Kuby, Igły i Piotrka, dzielącego środek z Marcinem.
Oskar gwizdnął i machnął ręką.
Jedziemy
z koksem.
Zgodnie
z oczekiwaniami piłka poleciała w moją stronę. Automatycznie ułożyłam ręce do
odbioru, zapierając się twardo stopami o ziemię i… przyjęłam ten jego cholernie
silny serwis, który na pewno zostawił na moich przedramionach czerwony ślad.
Piłka poleciała w stronę grającego na rozegraniu Łysego, który z kolei wystawił
na początek krótką Gardiniemu. Nim Piotrek zorientował się w tym zagraniu,
pierwszy punkt wylądował po stronie sztabu.
-
Bene!
Przybiłam
piątkę AA i nie oglądając się za siebie, złapał podrzuconą przez Rucka piłkę i
udałam się w pole serwisowe. Wypuściłam powietrze przez usta i zgodnie ze
starym zwyczajem kilkukrotnie podbiłam piłkę dwoma rękoma od ziemi. Do
ostatniej chwili nie potrafiłam zdecydować się na mocne uderzenie lub flota,
więc gdy w końcu podrzuciłam piłkę do góry, po prostu wyobraziłam sobie, ze to
bartoszowa głowa. Siadło aż miło!
Igła
przyjął, a Łukasz podsunął piłkę na lewy atak do Winiara. Anastasi odbił piłkę,
którą Olek tym razem posłał grającemu na ataku Rafałowi Antczakowi, ale Misiek
z Piotrkiem zdążyli ustawić blok. W ostatniej chwili podbiłam piłkę, którą Gianni
podsunął znów Rafałowi. Kolejna czapa, tym razem punktowa – po jeden.
-
Pola, jak ci wystawić?
Spojrzałam
na Olka jak na debila.
-
Najlepiej wcale!
-
Od libero mamy Gianniego. Dawaj, decyduj się.
-
Jezu, nie wiem!
-
Szybka na Polę, nim ustawią blok – zdecydował szybko AA i nim cokolwiek
zdążyłam powiedzieć, odszedł w swoje pole.
-
Genialnie – mruknęłam pod nosem.
Atak
nie wyszedł. Wystawa była dobra, jej tempo również, tylko ja spieprzyłam, bo
chcąc wyminąć ręce Ziomka pierdolnęłam prosto w antenkę. Drugi i trzeci raz też
się nie udało. Albo odbiłam się od bloku, albo przebiłam nad nim, trafiając w
out. I chociaż to był zwykły mecz, mający za zadanie głównie sprawdzenie formy
chłopaków, nie potrafiłam się nie denerwować.
-
Pola, spokojnie, to tylko zwykła gra o jednodniowe mistrzostwo hali – zaśmiał
się Gardini, obejmując mnie ramieniem po przegranym do szesnastu pierwszym secie.
– Dobrze jest!
-
Nie wyszedł mi ani jeden atak.
-
No i co z tego? Ale za to Kuba miał wysoką skuteczność w ofensywie, a Igła
przyjmował na wysokim procencie.
-
Świetnie, brawa dla nich.
Z
wściekłością rzuciłam ręcznikiem o podłogę. Właśnie tak kończy się moje pięć
lat bez grania. Wiedziałam, że tak będzie. Cholerny Piotrek, to przez niego.
Nie dość, że przypominałam sobie, jak cholernie mocno kocham siatkówkę, w którą
już nigdy nie będę mogła grać profesjonalnie, to do tego wszystkiego dochodziła
płynąca po twarzy Kurka satysfakcja, że, cóż, nie jest gorszy od dziewczyny,
jakby to w ogóle dawało się porównywać. Po prostu nie szło mi, a jemu moje
niepowodzenie było na rękę, ot cała historia.
-
Polcia, i jak?
Piotrek
zaczepił mnie pod siatką i pociągnął za koszulkę. Westchnęłam.
-
Do dupy.
-
Jakby się Gregor postarał, to nawet nawalony atakowałby lepiej – parsknął za piotrkowymi
plecami Bartek, a mi aż nóż w kieszeni się otworzył.
-
Morda, Kurak!
-
Przyłóż się, a nie bijesz ślepakami! – Odkrzyknął, po czym zbliżył się, aż w
końcu stanął po tej drugiej stronie siatki, tuż obok Piotrka. – Cały czas spinasz
się, jakby ci ktoś drutem tyłek zszył i to przekłada się na twoją grę, nie
widzisz tego? Kompletnie nie potrafisz wyluzować i bawić się piłką.
-
O cholerę ci chodzi?
-
Partolisz, bo chcesz mi dopiec swoim pożal się Boże atakiem. Tak się na tym
skupiasz, że ci nie wychodzi. – Pokręcił głową, patrząc na mnie z politowaniem.
– Tylko, że na mnie to nie robi wrażenia, a ty bez sensu tracisz punkty.
-
Chyba się zapominasz, kolego. Akurat ciebie mam głęboko w poważaniu, jakbyś
jeszcze nie zauważył.
-
Uwierz mi, zauważyłem – mruknął, uśmiechając się trochę kpiąco i rozglądając po
swojej połowie boiska. – Każda autowa piłka tylko mnie w tym przekonaniu
utwierdza.
-
Słuchaj no, Kurek, Siurek, Ogórek, czy jak tam wolisz, by na ciebie gadać! Moja
siatkówka, moja sprawa, może po prostu nie jestem taką mistrzynią, jak ty –
syknęłam, stając na palcach, by bliżej spojrzeć mu w oczy. – Przestań oglądać
się na siebie, skup się na swoim przyjęciu, bo znowu oberwiesz od Rafy i daj
mi, do cholery, święty spokój, co?
-
Spoko. Pod warunkiem, że wylajtujesz i w końcu wbijesz mi gwoździa.
Zacisnęłam
zęby, przez chwilę gniotąc go gniewnym spojrzeniem. Dopiero gdy Anastasi
zarządził rewanżowego seta, bez słowa obróciłam się na pięcie i popędziłam w
stronę pola serwisowego. Wściekła, jeszcze bardziej niż po pierwszym przegranym
secie, jedyne na co miałam ochotę, to cisnąć tą Mikasą prosto w twarz Bartka i
z radością wsłuchiwać się w dźwięk łamanego nosa. Zasrany bufon z ego wyższym
od Możdżona. Uszaty frajer myślący, że jest pępkiem świata. Co on sobie
wyobraża? Że niby to przez niego nie potrafię skończyć ataku? Jasne! Jest
powodem i usprawiedliwieniem na wszystko, co mi się udaje, a co nie. Zasrany
reprezentant kraju. Taki kochany, taki uwielbiany przez tłumy, a jednak taki
dupek! Cholera, co za… A pieprzyć Kurka i wszystko, co z nim związane!
Podrzuciłam
piłkę i zużywając wszystkie siły, uderzyłam w nią, posyłając piłkę równo nad
siatką. Igła rzucił się do obrony i podbijając serwis, przeturlał się przez pół
boiska, blokując Łukasza. Marcin wystawił do Kuby, ale Jarski nie miał z czego
uderzać, więc oddał piłkę. Gianni odebrał ją i podesłał do Olka, który szybko
wystawił AA. Przebił się, punkt dla nas.
Wróciłam
do pola serwisowego, powtarzając tak samo silną zagrywkę, jak pierwsza. Kurek
odebrał idealnie, Łukasz rozegrał na środek i nim się zorientowałam, Marcin
wbił gwoździa, który odbijając się od boiska, wylądował w moich rękach.
-
Sorka! – Zatrząsł brodą, na co pokręciłam głową.
Olek
unikał wystaw do mnie, starając się grać jak najwięcej środkiem, aby wytrenować
reakcje Piotka, Marcina oraz wchodzącego na zmiany Grześka. Gdy dostał znak od
Anastasiego, to jemu posyłał piłki, lub wykorzystywał Rafała na ataku. Na
półmetku stan seta był wyrównany.
-
Wystaw mi. – Kiwnęłam na Łysego, podczas krótkiej przerwy. Zakręcił butelkę z
wodą i spojrzał na mnie ze zwątpieniem. – Szybka piłka, tylko nie wysoko, bo
nie doskoczę.
-
Jak sobie życzysz.
Zaśmiał
się i klepnął mnie w plecy. Zajęłam pozycję, opierając ręce o kolana. Wzrok
wbiłam w tkwiącego w takiej samej pozycji Kurka. Uniósł brwi w porozumiewawczym
geście, na co poruszyłam ustami w wymownym ‘spierdalaj’. Uśmiechnął się
głupkowato. K-r-e-t-y-n.
Gwizdek.
Piotrek puścił swojego firmowego flota, którego Gianni ledwo przyjął. Cofnęłam
się, nie spuszczając wzroku z piłki, którą Olek odbił… na drugą linię, do AA.
Przełknęłam sformułowaną przez zdenerwowanie gulę i obróciłam głowę w stronę
drugiej połowy boiska. Kurek przyjął na klatę atak Andrei. Guma, który wszedł
niedawno na boisko posłał piłkę do Winiara, który nadział się na postawiony
przez Olka i Gardo blok. Piłka znów po stronie chłopaków. Marcin podbił piłkę,
Guma na prawo, do Kuby, a Kuba nie skończył ataku. Gianni przyjął, Olek znów rozegrał
do Anastasiego, ten znów został wybroniony, ale piłka po interwencji Piotrka
piłka wróciła na naszą stronę. AA przyjął, podał do Łysego i… kurwa.
Posłał
na lewo. Na moje cholerne skrzydło. Nie wiem kiedy, ale nogi same poderwały się
od ziemi. Wzięłam rozpęd, zamachnęłam się rękoma i wybiłam do góry, sięgając dłonią
do niebiesko-żółtej Mikasy.
Jak
to codziennie podczas biegania krzyczy na mnie Dziku? „Ciśnij, Olszewska”?
OKEJ.
*
* *
-
Wody?
-
Dzięęęki, Pit.
Uśmiechnął
się promiennie i klapnął obok, przybierając jedną z pozycji, mających na celu
rozluźnienie mięśni po meczu. Założył zgiętą w kolanie nogę za drugą
wyprostowaną i wciąż z takim uśmiechem patrzył na mnie przez długą chwilę.
-
Co się gapisz? – mruknęłam, starając się, aby to brzmiało tak bardzo po mojemu,
ale z tymi rozjeżdżającymi się na boki kącikami ust jakoś słabo mi to wyszło. Zmrużył
oczy, jakby chciał powiedzieć „Już ty wiesz dlaczego”. – No co? Sprowokował
mnie. Chciał gwoździa, to go dostał.
-
Nakręcił cię – stwierdził po paru sekundach. Już otwierałam usta, aby coś
powiedzieć, ale podniósł na mnie palec wskazujący. – Nawet nie próbuj się
wypierać!
-
Nie nakręcił mnie! – Zaoponowałam, szukając w głowie jakiejś innej przyczyny,
dla której druga połowa drugiego seta stała pod znakiem moich dobry ataków, a
zwłaszcza tamtego jednego, w którym piłka została niemal wbita pod kurkowe stopy.
– Po prostu mnie wkurzył. A jak jestem wkurzona to się różne rzeczy dzieją.
-
Wcześniej byłaś wkurzona, bo ci nie idzie i jakoś wciąż nie mogłaś skończyć –
niemalże wyrecytował. – A poza tym… ‘nakręcił’ i ‘wkurzył’ to w odpowiednim
znaczeniu synonimy.
-
Chyba w twojej du…
-
No proszę, potrafisz wyluzować.
Bardzo
niechętnie obróciłam i zadarłam głowę w stronę sterczącego za mną Kurka.
Prychnęłam i wróciłam do swoich ćwiczeń rozluźniających, jakby w ogóle tam nie
stał. A on co? Obszedł nas i usiadł tak, żeby być przodem do mnie.
-
To prywatna część boiska – poinformowałam w miarę spokojnie, bo czułam na sobie
czujne oko Pitera.
-
Niepodpisana.
-
Nie wystarczy, że ja tu siedzę, co oznacza, że twoje miejsce jest jakieś dwa
kilometry stąd?
-
Akurat przyszedłem do Piotrka – oznajmił sucho i założył nogę za nogę. –
Problem?
Wywróciłam
oczami i przemilczałam. Obróciłam się do nich plecami, natrafiając na
roześmianego buziaka Kuby, który rzucił ręcznik do kosza i z krzykiem rzucił
się w moją stronę.
-
Ktoś tutaj dał dzisiaj czadu! – krzyknął i prześlizgując się w samych
skarpetkach po boisku, wywalił się tuż obok i zaczął mnie szczypać pod bokami i
łaskotać i tulić i czochrać włosy i w ogóle wszystko. – Brawooo, Polson! Jak za
starych czasów!
-
Odczep się, głąbie! – Wypiszczałam, niemocno tłukąc go łokciem w brzuch. –
Boliiii, Piiiit, ratuuuuj!
-
Pit ci nie pomoże, szajbusko. Coś ty wyrabiała w tym drugim secie, co? –
Spytał, trzymając mnie za nadgarstki w taki sposób, że opierałam się głową o
jego klatkę piersiową. – Waliłaś aż klepki odpadały.
-
Nooo i?
-
Przecież ty od pięciu lat nie grasz!
-
Wygląda na to, że wciąż to mam, Jaro.
Zaśmiał
się, na co wytknęłam język i sama parsknęłam śmiechem. Kurczę, nie sądziłam, że
pierwszy mecz po tylu latach skończy się w ten sposób. I nie myślałam, że sobie
tak łatwo z tym poradzę. Okej, nawet jeśli jakiś wkład w tę późniejszą dobrą
grę miał Bartek i jego tandetna, samo zachwalająca gadka, która uruchomiła mnie
do tego stopnia, że chciałam wbijać piłkę w jego twarz, zamiast boisko. Pal
sześć Kuraka i wszystko, co z nim związane. Dałam radę, stawiam wszystkim
kolejkę!
-
Uno momento, babies – zaczął Piotrek, patrząc na nas z niezrozumieniem. – Czuję
ogarniające mnie zdezorientowanie, a to nie jest dobre dla mojego spokojnego
snu. Domagam się wyjaśnień. Czy ja dobrze dodaję? Polcia kiedyś grała?
-
To nikt nie wie? – Kuba zerknął na mnie pytająco, na co wzruszyłam ramionami.
-
Nikt nie pytał.
-
Przecież Pola grała w reprze w kadetkach i juniorkach – wyjaśnił najprościej. –
I w Sosnowcu się uczyła. Była genialną przyjmującą.
-
Coooooo? – Piotrek zapowietrzył się, a oczy urosły mu do rozmiaru katowickiego
Spodka. Skrzywiłam się nieco, spoglądając na niego niepewnie, tym samym
wychwytując dziwne spojrzenie Kurka.
-
Nie kojarzę jej.
-
A kogo ty kojarzysz poza sobą? – Fuknęłam, za co Kuba wbił mi palec między
żebra.
-
Wychowywaliśmy się na tych samych boiskach.
Nagle
(cholera wie skąd) obok zmaterializował się Gregor. W dżinsach, kadrowej
bluzie, ze sportową torbą na ramieniu, prawie gotowy do odjazdu. Posłałam mu
smutne spojrzenie, a gdy kucnął tuż obok i złapał mnie za kolana, wysiliłam się
na blady uśmiech.
-
Razem odbijaliśmy piłki, gdy mieliśmy obozy z dziewczynami. Zawsze się
uzupełnialiśmy. Pola odbierała, ja sypałem, Jarski atakował i było super. No
dobra, prawie.
-
Bo nie mam penisa.
-
I tylko tego żałuję – mruknął Łomacz, na co uniosłam sceptycznie brew. – Dobra,
żałowałem, dopóki ci cycki nie urosły, okej?
-
Okej, okej. – Posłałam mu kwaśny uśmiech i poklepałam go po zarośniętym
policzku. – Oj, Grzesiu, Grzesiu.
-
No ale pięć lat? – Spytał Igła. Nosz cholera, nagle wielkie zainteresowanie się
zrobiło! Rozejrzałam się dookoła i okazało się, że wszyscy w ciszy patrzą w
naszą stronę i przysłuchują się. Krzysiek z jedną skarpetką na nodze patrzył na
nas podejrzliwie, wyczekując odpowiedzi. – To ile ty miałaś wtedy lat?
-
Dziewiętnaście.
-
Młodziej to już się nie dało skończyć? – Machnął drugą skarpetą w powietrzu. –
Kobieto, to co dzisiaj grałaś to istna zajebioza i rzuciłaś to jako nastka?
Poturbowało cię?
Trochę
się spięłam, co z pewnością wyczuł Kuba, bo przysunął się nieco bliżej.
-
Tak, Igła, poturbowało mnie. I to dosłownie poturbowało.
-
Że niby co? – Spytał cicho Kubi, przełykając głośno ślinę. – Coś się ten-tego…
stało?
Westchnęłam
i zaczęłam podnosić się z ziemi. Kuba chwycił mnie za rękę i pokręcił głową.
Jasne, jak nie chcę, to nie powiem. Ale chcę. Po co się z czymś kryć, gdy
wszyscy żyjemy tutaj w jednej wielkiej bez-tajemnicy? Lekko uniosłam koszulkę, odsłaniając dolny
odcinek kręgosłupa, wzdłuż którego przechodziła jasna blizna.
-
Wypadek samochodowy, złamany jeden z odcinków kręgosłupa, operacja, koniec z
obciążeniami, koniec z treningami… Koniec z siatkówką.
O
dziwo byłam bardzo opanowana. Nie zdenerwowana, nie wkurzona tym, że muszę się
tłumaczyć. Zwyczajna, spokojna. Opuściłam koszulkę, aby nie musieli dłużej
patrzeć na tę okropną bliznę i zaciskając usta w wąską kreskę spojrzałam po
nich. Wcięci. Zatkani. A do tej pory jadaczki nie zamykały im się 24/7.
-
Po rehabilitacji istniał możliwy powrót na boisko, ale lekarze od razu
zastrzegli, że nigdy nie będę w stanie zagrać na sto procent. A jeśli nie
mogłam zagrać na sto procent, to wolałam nie grać wcale. Ot, cała historia z
życia Poli – wyjaśniłam, wzruszając ramionami i krzywo się do nich uśmiechając.
Dalej siedzieli cicho. Tylko słyszałam coraz niżej zjeżdżającą gumową szczenę. –
No powiedzcie coś!
-
Coś w sensie „bardzo nam przykro” czy coś w sensie „super, że tu z nami stoisz
cała i zdrowa”? – Stęknął niepewnie Zbyszek.
-
Coś w sensie „gdyby nie to, nie mielibyśmy takiej zajebistej kierowniczki”
debilu – powiedział Marcin, strzelając Bartmanowi w tył głowy. – Chociaż z
drugiej strony…
-
Nie ma żadnej drugiej strony, Możdzi – westchnęłam. – Tak musiało być. Stało
się i tyle. Podjęłam słuszną decyzję, której nie żałuję i w sumie… hej, narzekam
na was, ale wiecie, no… - ściszyłam głos, spoglądając na nich niepewnie. Nagle
zaczęli uśmiechać się jakoś tak cwaniacko, chyba całkowicie rozczytując, co
chciałam powiedzieć, ale co nie mogło mi przez gardło przejść, bo utknęło w nim
w postaci jednej wielkiej kluchy. – Nie, nie liczcie, że to ode mnie
usłyszycie.
-
POLA NAS LUBIIII! – Zapiał Kosa.
-
Ciebie nie, cały czas gapisz mi się w cycki.
-
Stary, piona! – Poderwał się Gregor i przybił piątkę z drugim Grześkiem. –
Widziałeś ją bez koszulki? Chłopie…
-
GREGOR, JAPA!
-
Sorki.
Wypuściłam
z płuc zaległą dawkę powietrza i jeszcze raz na nich wszystkich spojrzałam. No,
fajni są, naprawdę. Uwielbiam ich. Uwielbiam śpiewającego Winiara, ganiającego
z kamerą Igłę, przynoszącego mi kawę i herbatę Piotrka, brodatego Marcina,
Gumę, który tak jak ja ma zawsze wszystkiego dość, puszczającego sprośne aluzje
Zibiego, Dzika, z którym mogę przeklinać ile wlezie, wiecznie spokojnego
Rucego, gadającego przez sen po włosku Ziomka… no nawet Kosę, który wciąż gapi
mi się w biust. Już nie mówiąc o Gregorze i Kubie, których kocham jak własnych
braci. Możliwe, że nawet lubię ten konflikt z Kurkiem. Podkreślam: MOŻLIWE.
-
Durni jesteście, ale wdechowi.
-
Dzięki, ty też jesteś durna.
-
Weź się bujaj, Winiar.
I
tak pierwszy odpadł, bo rzucił mi się na szyję i zaczął pocierać głowę
zaciśniętą w pięść dłonią. Czubek. Oni wszyscy są czubkami, którzy okazują za
dużo uczuć. Błagam, gdy mnie tak ściskali (z jednym wyjątkiem, of kors), to prawie
coś tam poczułam, jakąś silniejszą sympatię czy coś. Damn, rozklejam się, to
nie jest dobre.
-
Polcia, jesteś wdechowa – szepnął mi na ucho Pit, trzymając mnie te pół metra
nad ziemią i ściskając jak ulubioną maskotkę. Uśmiechnęłam się pod nosem i
uniosłam, do tej pory przyciśniętą do ramienia Piotrka głowę. Tak jakoś
trafiłam spojrzeniem na Kurka. Nic się z jego facjaty nie dało wyczytać, no
kompletnie. Westchnął i zagryzł wargi, chyba lekko skonsternowany całym tym
zamieszaniem. W sumie, to ja trochę też. – Tak mega mega mega wdechowa.
-
Powiedziałbyś to każdej babce, która pierze twoje skarpety, Pit. Każdej.
*
* *
Mój
ryk musiała słyszeć ponad połowa populacji Spały, bo wyłam tak głośno i
donośnie, że z pobliskiego drzewa odleciały wszystkie ptaki, a Kuba zaczął
poklepywać mnie coraz mocniej po plecach zapewne licząc, że w końcu jakoś mnie
zablokuje. Ale ja darłam się jeszcze głośniej. No bo kurde.
-
Gregooooor, nie jeeeeeedź!
-
No ale kiedy ja muszę!
-
Nie musisz!
-
Muszę!
-
Zostań!
-
Nie mogę!
-
Gregooooor!
-
Cooooo!
-
Nie zostawiaaaaaj mnie tu z nimiiiii!
-
Pierdolnięta jesteś, dopiero wszystkim miłość wyznawałaś! – Zaśmiał się i
chciał mnie chyba puścić, ale jeszcze mocniej zacisnęłam ręce wokół łomaczowej
szyi. To już powoli zaczynało podlegać pod podduszanie. Chyba. Jeszcze nie
puchł.
-
Kłamałam! Nienawidzę ich! Wszystkich! Marcinowi śmierdzą stopy, a Kosa tylko
czeka, żeby mnie uniewinnić!
-
Kuba, zabierz tę dwudziestoczteroletnią dziewicę ode mnie, bo wysypki dostanę.
-
GREGOOOR!
-
NO COOOO!
Odsunęłam
się nieco, żeby móc na niego spojrzeć. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta,
spoglądając na tę brzydką twarz Grześka. Och, jak ja go nie znoszę. Och, jak ja
go jednocześnie uwielbiam.
-
Pusto tu będzie bez ciebie.
-
Nawet nie zauważysz, że mnie nie ma.
-
Dupku, twój brak jest zawsze dostrzegalny – burknęłam, spoglądając na niego
spode łba. – Kto mnie będzie wkurwiał?
-
Kurek – podsunął z tyłu Kuba. Wywróciłam oczami. – I Bartman.
-
No tak, nieocenieni w swoim fachu.
-
Polson, muszę jechać.
Westchnęłam,
rozluźniając całkowicie uścisk. Grzesiu chwycił mnie za ręce i wesoło nimi
potrząsnął, robiąc do tego głupie miny.
-
Uśmiechnij się!
No
uśmiechnęłam się bardzo niewyraźnie i bardzo od niechcenia, bo nie chciałam,
aby było mu przykro. Stwierdził, że od razu lepiej i nadstawił policzek. Uch,
znowu to samo. Założę się, że znowu jak będę chciała go cmoknąć w ten zarost,
to w ostatniej chwili obróci się i skończy się na buziaku prosto w usta.
Tak,
znów to zrobił.
-
Kocham cię, ale jesteś obleśny. – Skrzywiłam się, wycierając wargi rękawem
bluzy. – I jadłeś kapuśniak.
-
Dwie rzeczy, których będzie mi brakować: spalski kapuśniak i wasze mordy.
-
Dobra, dobra, miss Pomorza, zmiataj, zanim ci pociąg ucieknie – zaśmiał się
Kuba i objął mnie ramieniem. – I daj znać, jak dojedziesz.
Gregor
machnął rękę i wsiadł do taksówki. Szybko jednak opuścił szybę i spojrzał na
nas podejrzliwie.
-
Ej, Kuba… Skopcie wszystkim tyłki, co? I wygrajcie tę pioruńską Ligę.
-
Jasne, szefie.
-
Super. Aha, Pola?
-
Tak, Dzióbku?
-
Teraz mogę ci to powiedzieć, bo wiem, że już mi nie ukręcisz karku…
-
Gregor?
-
Wydaje mi się, że Bartek cię lubi.
-
Gregor…
-
I powiedział mi to wtedy, jak byliśmy na striptizach…
-
GREGOR…
-
I to ja go namówiłem, aby cię trochę zmacał. Ale podkreślam: trochę! Nie nachalnie!
Bo nie wiedział, jak do ciebie zagadać i w ogóle… I to ja was tak wtedy
schlałem… I jest mi bardzo przykro, że teraz tak go nienawidzisz!
-
GREGOR!
-
KIEROWCA, GAZU!
____________________
Emm,
cześć Wam. Ktokolwiek tu jeszcze jest, ktokolwiek jeszcze czekał na rozdział
tutaj i w ogóle… Trochę długo nie było tutaj rozdziału. Tłumaczenia chyba nie
mają sensu, po prostu jakoś tak wyszło. Brak czasu na tyle opowiadań, brak weny
na Cyrkowców i chęci… Ale dzisiaj miałam dzień bez mózgu i ten dzień należało
jakoś wykorzystać. Także wróciłam z uczelni, usiadłam i w osiem godzin
napisałam to coś, co nijak nie zasługuje na miano czegokolwiek. Dno, dno,
żenada, gacie Bartmana i muł. Mam nadzieję, że mi wybaczcie.
W
ogóle to rozdział miał być patologiczny, ale gdzieś w połowie rozdziału
zmieniła mi się koncepcja. Cóż, Pola ogoli nogi Zibiemu kiedy indziej.
Ściskam
wszystkich, którzy przebrnęli przez ten rozdział i jeszcze żyją.
Buziaki.