Green Day - Basket Case.
Gdy Grzesiek Łomacz idzie w twoim kierunku krokiem prawie-dostawnym, rozgląda się spłoszony po otoczeniu i przez długą chwilę milczy – wiedz, że coś się dzieje.
Gdy Grzesiek Łomacz idzie w twoim kierunku krokiem prawie-dostawnym, rozgląda się spłoszony po otoczeniu i przez długą chwilę milczy – wiedz, że coś się dzieje.
- Psst.
Zatrzymałam rękę w połowie zdania i
spojrzałam na niego podejrzliwie. Coś zbroił. Znowu.
- Widziałaś Kurka?
- Na całe szczęście nie.
Odetchnął głęboko, rozluźnił się i zaczął
wyglądać względnie normalnie. On na pewno coś komuś zrobił i stawiam ostatnią
paczkę kwaśnych Śmiejżelek, że jest to Kurek.
- Jak zdrowie mojej kochanej psiapsióły?
– I poczochrał mi włosy.
- W osmarkanym stanie. No weź nie ruszaj.
- Dostał po łapach, gdy próbował naprawić to, co zepsuł mi na głowie i spojrzał
na mnie z urażoną miną. – Czemu szukasz Kurka?
- Nie mogę ci powiedzieć. – Pokręcił
głową z wysoko uniesioną brodą. – Należysz do sztabu, a ja jestem w drużynie.
Jesteśmy w dwóch różnych obozach i to zabrania mi powiedzenia tobie
czegokolwiek. To by było wbrew wszelkim zasadom ustanowionym w kadrze, złamanie
naszych męskich umów i zerwanie zaufania. Wybacz, Polu. Kocham cię jak siostrę,
a nawet bardziej, ale niestety, mam swoje tajemnice.
Uczcijmy przemowę Grześka sekundą ciszy.
- To czemu go szukasz?
- Otworzyli w Spale nowy night-club i
planujemy zwiać na kilka godzin z chłopakami!
Z podekscytowania przebierał nogami w
miejscu, jakby mu się siku chciało. Mogłam się domyślić, że ta informacja w
końcu do nich dotrze. Najwyraźniej Sławek przemycił do Ośrodka kilka ulotek,
które praktycznie fruwały po wiosce i… To ja już wiem, co czytał Kubiak!
- I co, chcecie go ze sobą zabrać?
- Kurka? Broń cię Panie Boże, no właśnie
nie! Wiesz co było rok temu, gdy wybraliśmy się do Tomaszowa na striptiz, a
Kurek pojechał z nami?
A jego mina mówiła: nie chcesz wiedzieć.
- Powiem tyle: nigdy więcej.
- Czy on ma jakieś problemy emocjonalne?
- Ta, prędzej seksualne.
Pozostawiłam bez komentarza.
- To jak zamierzacie wymknąć się z hotelu
niezauważeni przez Andreę? – Spytałam z ciekawości, by zagryźć czymś niesmak po
ostatniej wypowiedzi Grześka.
- O nie, moja słodka, na pewno ci nie
powiem!
A widząc mój wzrok, wyciągnął do góry
palec wskazujący i zakręcił głową kółko z pedalskim „No waaay!”.
- Cóż… Byłaby szkoda, gdyby Andrea
dowiedział się, że wychodzicie do klubu nocnego bez jego zgody… Ale okej, skoro
nie chcesz, by ktoś w sztabie chronił wasze tyłki, to co ja biedna mogę zrobić.
Och, cóż za przypadek, że muszę znaleźć Anastasiego i przekazać mu notkę od
Olka!
Grzesiek zmrużył oczy i zacisnął mocno usta,
burcząc przez zęby „dobra”.
- Z pokojów zaczynamy wychodzić o wpół do
jedenastej i schodzimy wyjściem awaryjnym. Za piętnaście spotykamy się pod
wielką sosną, za stadionem tartanowym, hasło to: Kurek nie ma jaj. Potem
idziemy pod bramę wjazdową. Ugadaliśmy się z dozorcą, że nam ją otworzy. W
razie „alarmu AA” mówimy, że Zator jest lunatykiem i go szukamy. Proste.
- Sam to wymyśliłeś?
- Czysty geniusz, mała.
* * *
- Mówiłem ci z dziesięć razy, żebyś
zatwierdziła transport do Warszawy na piętnastego, nie szesnastego.
- Wyraźnie mam tutaj napisane, że na
szesnastego, spójrz.
- To jest piątka!
- To już jest twój problem, że nie
potrafisz wyraźniej pisać.
Andrzej cały poczerwieniał, co w
połączeniu z czerwoną koszulką sprawiało, że wyglądał jak wielki pomidor z
siwymi włosami. Wyrwał z mojej ręki kartkę, na której zostawił kilka odręcznie
spisanych notatek i przebiegł po niej wzrokiem, po czym zgniótł i cisnął w
podłogę.
- Ty nic nie umiesz zrobić dobrze! –
krzyknął i zacisnął ręce. – Nic!
- O przepraszam, skoro tak twierdzisz, to
co ja tutaj robię? Po co sprowadziłeś mnie do Spały? Jeszcze kilka tygodni temu
potrzebowałeś mojej pomocy, a teraz wszystko robię źle.
To nie jest nic godnego moich nerwów.
Spokojnie oparłam się o fotel i bawiąc się telefonem, obserwowałam jak wuj
krąży po swoim pokoju. Przerabialiśmy to już wiele razy, jeden w tę czy w
tamtą, bez różnicy.
- Pola, masz natychmiast to przełożyć!
- Czemu nie zrobisz tego sam, skoro ja
nie potrafię sobie z niczym poradzić?
- Bo na tym polega twoja praca.
Wykonujesz polecenia; jak robisz coś źle, to za to odpowiadasz i potem robisz
tak, żeby było dobrze. Proste i logiczne chyba, nie?
- A ty się do tego stosujesz?
Spojrzał na mnie, oddychając ciężko.
Zacisnął zęby i pięści, po czym przeniósł wzrok na sufit i przymknął lekko
oczy. Próbował się uspokoić.
- Może gdybyś nie rzuciła tego kilka lat
temu, to nie bylibyśmy w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy – powiedział w
miarę spokojnie.
- Błagam cię, nie rozśmieszaj mnie –
prychnęłam. – Przestań zachowywać się tak, jakby to była moja wina. Kiedy do
ciebie w końcu dotrze, że nie miałam na nic wpływu i musiałam przestać grać?
Kiedy?!
- To nie była sytuacja bez wyjścia!
- Owszem, była! Pogódź się w końcu z tym,
że twoja siostrzenica nigdy nie zostanie wielką gwiazdą siatkówki, na którą ją
wychowywałeś i daj mi żyć!
Poderwałam się z miejsca i ruszyłam do
drzwi.
- Pola! Ja z tobą jeszcze nie skończyłem!
- Ale ja tak. Mam dwadzieścia cztery
lata. Pora, byś zauważył, że trochę dorosłam, wujku.
Mówiąc do niego tak, jak nie mówiłam do
niego już od kilku lat zostawiłam go w jego własnym wstydzie i trzasnęłam
drzwiami. I tylko mi brakowało, żebym na korytarzu trafiła na skonsternowanego
Kurka.
- Posłuchałeś sobie? Świetnie – warknęłam
na niego, próbując otworzyć drzwi od swojego pokoju.
Dopiero, gdy nie potrafiłam trafić
drżącymi rękoma do zamka, poczułam, jaka jestem wściekła. Myślałam, że
uodporniłam się na tego typu kłótnie z Andrzejem, ale najwidoczniej on wciąż
wiedział, z której strony zaatakować, by zszargać mi nerwy. W końcu zamek
uległ, a ja weszłam do pokoju i po ciemku chwyciłam walizkę spod ściany.
- Może… Może to nie moja sprawa, ale… -
Usłyszałam za plecami i ujrzałam w drzwiach Bartosza, który zapalił światło.
- Tak, to nie jest twoja sprawa. Wyjdź.
- Nie wiedziałem, że Andrzej to twój wujek.
- Nie ma się czym chwalić.
- Ej, wyjeżdżasz?
- Co? Nie! Szukam tego!
Mina Bartosza, gdy uniosłam do góry rękę
z paczką papierosów, przypominała coś pomiędzy „Serio? Poważnie?” a „Boże, z
kim ja żyję?”. Wzruszyłam tylko ramionami i sięgnęłam po bluzę. A on wciąż stał
w portalu z założonymi rękoma i obrzucał mój pokój ciekawskim spojrzeniem. Czy
on nie ma lepszych rzeczy do roboty niż zaśmiewanie się z moich suszących się
na kaloryferze skarpetek w pandy?
- Już, wycieczka krajoznawcza zakończona,
out Kurek – oznajmiłam i wycofałam go ze swoich metrów kwadratowych, po czym
wyszłam za nim i zamknęłam drzwi.
- Weź tak nie mów, wystarczy, że często
słyszę to na boisku.
Prawie papieros wypadł mi z ust, bo się
zaśmiałam. Może trochę nerwowo, ale i tak.
- Idziesz na zewnątrz?
- Ta, nie chcę kopcić Kubie na balkonie.
Machnęłam głową na drzwi obok i
spojrzałam na zegarek: 22:32. Szybko podniosłam głowę, bo gdzieś za nami
zazgrzytał zamek i w końcu korytarza ujrzałam głowę Bartmana. Czemu mnie to nie
zdziwiło, że jeśli w grę wchodzą półnagie kobiety tańczące na rurze, to Zbyszek
jest pierwszy? Ale hej! Bartka nie powinno tu o tej porze być! Nim Kurek zdążył
odwrócić głowę w tamtą stronę, szarpnęłam go za ramiona i obróciłam do siebie.
Zrobił przy tym taką minę, jakbym była co najmniej Jabbą.
- Hej! Chodź ze mną! Pogadamy! Nie
mieliśmy okazji by się bliżej poznać! Chodź! Chodź! Chodź! – Prawie skakałam,
trzymając go za rękawy bluzy. W tym samym czasie za jego plecami zdążyli
przesmyknąć się Możdżon i Igła, a za zakrętem na końcu korytarza dojrzałam
zgarbionego Fabiana.
- No choooodź… - Już zaczęłam go ciągnąć za rękę w stronę wind, ale on stał jak kołek w jednym miejscu i patrzył na mnie
jak na wariatkę. A potem wyciągnął swoje długie ramię i plasnął mi nim w czoło,
jakby chciał sprawdzić mi temperaturę.
- Gorączki to ty nie masz.
- Czuję się świetnie, no rusz się, no!
- Przestańcie drzeć mordę! – Nagle tuż
obok nas zmaterializował się Kuba. Widząc mnie i Kurka spojrzał na nas
podejrzliwie. – Co wy tu robicie?
- Szukamy Zatora? – spytałam bardziej
siebie, niż jego. Kuba skrzywił się tak, jakby usłyszał największą bzdurę
świata i trzasnął nam drzwiami przed nosem. Całkiem gładko poszło.
I już myślałam, że sytuacja jest
opanowana, gdy na drugim końcu korytarza pojawił się Anastasi, a to już mnie
nie bawiło wcale. Andrea dostrzegł nas i
przydreptał w swoim szlafroczku z napisem „MASTER” na plecach. Mruknęliśmy
ciche „Buonasera”, gdy przez chwilę spoglądał kolejno na mnie, na Bartka i na
moją rękę, która trzymała go za dresowe spodnie w okolicy jego lewego uda.
- Coś się dzieje?
I pomyśleć, że to wszystko tylko po to,
by reprezentanci kraju poszli sobie do burdelu.
- Zator chory. Znaczy, lunatyk. Właśnie!
Zatorski lunatykuje. Karol powiedział, że zniknął i my go z Bartkiem… Szukamy.
- Że co? – Powiedzieli obaj, patrząc na
mnie z niezrozumieniem, a Bartek dodatkowo pisnął, bo uszczypnęłam go w to jego
udo.
- Prawda, prawda!
- Oh, Mio Dio… Znowu to samo!
I tak jak Kuba, z hukiem zamknął za sobą
drzwi.
Zdecydowanie potrzebowałam tej fajki, niż
kiedykolwiek wcześniej. Puściłam spodnie Bartosza i ruszyłam w stronę wind, ale
ten w ostatniej chwili złapał mnie za kaptur bluzy i siłą rzeczy prawie się
wywaliłam.
- Idą do tego night-clubu, co nie?
- Kto? Do night-clubu? Tu są sami poważni
ludzie!
- Nie kłamcz.
- Nie kłamczę!
- Kłamczysz, bo ci głos skrzeczy.
Popatrzyłam na niego z urazą
pięcioletniej dziewczynki. Widząc jego pełen stanowczości i rozbawienia wzrok
przewróciłam oczami i ryknęłam z niezadowolenia, ale machnęłam ręką, by poszedł
za mną.
- Gregor mnie zabije.
Pamiętając dokładnie wskazówki, którymi
podzielił się ze mną Grzesiek udałam się w miejsce, w którym mieli zebrać się
chłopcy. Już z daleka było widać zarysy ich postaci pod wielką sosną, a było
ich ośmiu i szeptali na tyle głośno, by było ich słychać z odległości
pięćdziesięciu metrów. W myślach modliłam się, by okazali mi litość.
- Hasło! – Usłyszałam głos Grześka, gdy
zbliżyliśmy się do nich.
- Kurek nie ma jaj – szepnęłam i
spojrzałam na Bartka. Widząc jego minę, tylko wzruszyłam ramionami.
- Pola, idziesz z nami? – Rozpoznałam
Kosoka.
- Właściwie to…
- Kurek?! – wrzasnął Winiarski. Czy on
nie ma żony?
Wszyscy zaczęli coś jęczeć pod nosem, że
cały misterny plan w pizdu, i że wiedzieli, że tak będzie.
- Pola, dlaczego musiałaś być babą i go
tu sprowadzić! – Grześ się załamał.
- To było nieplanowane, okej? On sam mi
się nawinął, w dodatku musiałam wcisnąć kit Kubie i Andrei, więc… Więc daj mi
spokój, ja chcę spać – burknęłam nieprzyjaźnie i zaczęłam dmuchać nos.
- Ale z was wszystkich kutasy – dodał
Kurek z teatralnym obrzydzeniem i z urazą skrzyżował ręce na piersi. – Nawet
ty, Piter, przeciwko mnie!
A Piter mu na to całkowicie spokojny:
- Ja wciąż cię kocham.
- To co robimy? – zapytał Zagumny, a
wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę w osłupieniu. – Co?
- Guma, kiedy ty tu przyszedłeś? –
Winiarski podrapał się po głowie i dotknął go czubkiem palca jakby chciał
sprawdzić, czy jest żywy.
- Albo raczej, kiedy ty do Spały
przyjechałeś? – wtrącił Zbyszek.
Guma do nich, by spierdalali, więc się
poobrażali.
- Ja chcę iść do tego klubu, nooo! –
Kurek tupnął nogą i zaczął trząść ręką Nowakowskiego, która uspokajająco
gładziła jego ramię.
- Aha, jasne. Ja nie będę cię znowu na
plecach tachał do pokoju. – Głos zabrał Marcin, który jako jedyny był tą
sytuacją rozbawiony. Gregor to chyba już korę sosny obgryzał z nerwów. Przynajmniej
sobie szkliwo wyrobi.
- To nie ty go rozbierałeś – wtrącił
cicho Cichy.
- To nie wam wsadził palec do ucha –
chrząknął pod drzewem Igła i zgodnie ustaliliśmy, że wygrał.
- To niech go ktoś pilnuje i już –
wtrąciłam, wygrzebując z kieszeni bluzy paczkę papierosów i wyciągnęłam z niej
wiśniowego slima, bo tamtego pierwszego zgubiłam gdzieś po drodze. Wetknęłam go
sobie między wargi i spojrzałam na chłopaków, którzy dziwnie zamilkli. – No co?
Wy się nigdy nie denerwowaliście?
- Pola…
I tak oto właśnie wylądowałam z
dziesiątką facetów w klubie ze striptizem, jako osobista niańka Bartosza Kurka.
_____________________
Na osłodę, bo nie jedziemy do Florencji.
PS. Bierzcie to z przymrużeniem oka. Polski Cyrk jest pisany dla jaj. Wszystkie doskonale wiemy, że Winiar nie poszedłby do night-clubu (a na pewno nie z własnej woli, o).
Do następnego, nie wiem kiedy.
E.