czwartek, 4 września 2014

6. Jesteśmy w dupie.

- Nie! W lewo!
- Ugh!
Przypomnijcie mi, żebym we wrześniu utopiła Gregora w morzu.
No przecież jakbym tylko mogła, to bym temu uszatemu olbrzymowi zrobiła taką krzywdę, że nie pozbierałby się aż do końca zgrupowania i jeszcze dalej. Nie dość, że miał czelność dotykać mnie tam, gdzie, przepraszam bardzo, nie miał prawa, że dla niego to nie było nic wielkiego, że w ogóle się ze mną o to wykłócał, to teraz jeszcze decydował, którą drogą przejdziemy na skróty do kanciapy konserwatora.
Pal sześć, że jest niedziela, a pan Zdziś ma wolne.
- I niby jak ty chcesz zjechać sobie windą, skoro windy są obok pokoju Andrei?
- Normalnie? – Odparł jak taki wiejski idiota i wychylił się za ścianę, by sprawdzić teren. Już nawet nie starałam się tłumić swojej wściekłości i po prostu warknęłam, że go porządnie pogruchotało. – Przecież nie rozłożył sobie leżaka pod pokojem i nie pilnuje, kto mu pod drzwiami się kręci.
- Skąd wiesz!
- Bo widziałem jak wychodził do lasu! Chodź!
I nim zdążyłam mu cokolwiek odszczeknąć, szarpnął ręką i pociągnął mnie za sobą w stronę wind. Nawet nie starał się być choćby odrobinę delikatny. Machał swoją witką jakby dopiero mu wyrosła i nie zwracał uwagi, że ała, mnie to może boli, jak tak ciągnie mnie za sobą? Ależ skąd! Spojrzał na mnie zdziwiony, gdy sapnęłam na tyle głośno, by zwrócić na siebie jego uwagę i uniosłam nadgarstek by zobaczył, jaki mam ładny czerwony przegub.
- Pod kolor twarzy.
- Chyba twojej, buraku pastewny.
Winda przyjechała, pozdrowiliśmy środkowymi palcami poplutych ze śmiechu Ruciaka i Wiśnię i wsiedliśmy do środka. Przez głowę przemknęła mi myśl, że osiągnęlibyśmy szczyt, gdyby winda tak nagle się zacięła. Zamknięta w metalowej puszce z tym kurzastym debilem? Nie, nawet dla takich idiotów jak ja (no bo po cholerę ja przyjechałam do tej Spały?!) Bóg miewa litość.
Winda przyjechała, drzwi się rozsunęły i dokładnie w tym samym momencie nas cofnęło.
- Bartollo i Polla! Dobrze, że was widzę!
- Kurwa, co robimy?
- Cicho, przysuń się!
Tak po prostu chwycił mnie za bluzę i przyciągnął do swojego boku, chowając za naszymi plecami spięte kajdankami ręce. Bo Anastasi i Gardini byli coraz bliżej i jakby się dowiedzieli, to… Właściwie, to nie wiem co.
- Ciaoooo! – Wyszczerzyliśmy zęby, gdy Andrea A. stanął przed nami. Pierw się zdziwił, że ktoś go tak entuzjastycznie wita w to niedzielne popołudnie, kiedy nie katował nikogo na sali, ale potem się uśmiechnął, no bo hej! Ktoś się cieszy na jego widok! Tylko Gardini jakoś tak dziwnie na nas spojrzał, przeżuwając gumę.
- Podobało się Andrei w lesie? – Palnęłam, spoglądając ukradkowo na Kurka i szybko przylepiłam uśmiech do swojej twarzy. – Dużo grzybów?
- Eeee… Byłem w sklepie… - I na dowód uniósł trzymaną w ręku reklamówkę z Biedronki. – Wszystko gra?
- Jak ding-dong, trenerze!
Ten Kurek to takie głupie stworzenie…
- Bo już po raz drugi widzę waszą dwójkę razem i znowu wyglądacie jakoś podejrzanie – wyjaśnił, patrząc to na mnie, to na Bartosza, a po ustach błąkał mu się jakiś dziwny uśmieszek. – O czymś powinienem wiedzieć?
Wytrzeszczyłam oczy na Anastasiego, jakby właśnie wyznał, że nie lubi makaronu. Lekko obróciłam głowę w stronę Kurka, wymieniliśmy tak samo zaszokowane spojrzenie i znów wlepiliśmy je w oczekującego odpowiedzi Andreę.
- My?
Nie, do cholery, Bogusław Linda, ty ciemna maso niedobita.
- Nieeee, szefie, to nie to, na co wygląda! – Zaczęłam, siląc się na jak najbardziej naturalny śmiech, który był odwrotnie proporcjonalny do zamiarów. – Ale szef jest niemądry! Uch, ale się uśmiałam! – Zapiałam i wolną dłonią potarłam kąciki oczu, a drugą uszczypnęłam Kurka w coś, co musiało być jego pośladkiem. Ale w sumie poskutkowało. Najpierw pisnął, a gdy wyczaił, o co idzie cała sprawa, sam zaczął się trząść z mniej lub bardziej sztucznego śmiechu.
- No nie mogę, zaraz padnę!
- Szef to ma poczucie humoru, doprawdy…
- Trenerze, błagam, już wystarczy, niech mnie już trener nie rozśmiesza! – Kurkowa hiperwentylacja mode on. - Ja i ona? Nieee, nigdy w życiu!
- Właśnie, my się nie znosimy! – dodałam, wciąż chichocząc jak skończona kretynka, a Bartosz solidnie mi wtórował.
- Ja jej nie cierpię!
- Koleś solidnie mnie wkurza!
- Kto by tam z nią chciał być!
- Dobra, wystarczy – fuknęłam, ciągnąc go z tyłu za spodnie, więc się zamknął i przeszklonymi ze śmiechu oczami spojrzał na obu trenerów.
- Tak, jak widzicie, to nie to, na co wygląda.
- Właściwie, to myślałem o tym, że próbujecie zerwać się z popołudniowego basenu… - zaczął niepewnie Andrea, a mi serducho zakołatało jak szalone. – Ale dobrze wiedzieć, że przestrzegacie regulaminu. To co, widzimy się za godzinę w wodzie? – Uśmiechnął się szeroko i chyba chciał przecisnąć się między nami do windy. Nic z tego. Ścisnęliśmy się ze sobą i błysnęliśmy pięknymi uśmiechami. – Co wy robicie?
- Walczymy z wzajemną nienawiścią – oznajmiłam, kładąc głową na kurkowym ramieniu, by po chwili poczuć na niej ciężar jego własnej czachy. Jezusie, jak na coś pustego, jest dosyć ciężka. – Nie możemy psuć atmosfery w kadrze.
- Dobre myślenie, podoba mi się! – Andrea kiwnął głową z wysoko uniesionym palcem i tym razem już wyminął z prawej Kurka, a za nim ruszył Gardini, który obrzucił nas jednoznacznym spojrzeniem z durnym uśmiechem.
- Lepiej to jakoś załatwcie do basenu… - mruknął konspiracyjnie w naszą stronę i zdusił śmiech, po czym stanął obok Antastasiego i zaczął kiwać głową, gdy tamten coś mu nawijał po włosku. Wymieniliśmy szybkie spojrzenie, ale nie było już czasu na myślenie. No bo hej, skoro nas ominęli, to teraz mogli zobaczyć nas z tyłu i… Och, Boże. Jak mała satelita przetuptałam w połowie orbitę Kurka, by stanąć przodem do wind. Anastasi pomachał nam na pożegnanie, a Gardini trzasnął za jego plecami facepalma i zatrząsł się ze śmiechu.
A potem drzwi się zasunęły i zaczęliśmy tak porządnie panikować.
- Cholera jasna, basen! Zapomniałem!
W czasie, gdy on główkował, jak z taką naroślą jak ja, ubierze kąpielówki, ja zastanawiałam się, z której strony mu przywalić, aby bardziej bolało. Jasne, mogliśmy poprosić o pomoc Marcina, bo już raz uwolnił Winiara z kajdanek, ale chłopaki zobowiązali się wobec Gregora, że żaden się nad nami nie zlituje. No i masz babo placek i Kurka w gratisie! Jak się nie stawimy na basenie, to nas przechrzczą. A przynajmniej Kuraka, bo co, to nie ja miałam pływać i się przygotowywać do Światówki i Igrzysk, prawda?
- Boże, i co teraz? Co ja mam zrobić? Nie mogę nie pójść! Gianni od razu zobaczy, że mnie nie ma, a Andrea to mnie wszędzie znajdzie! Wszędzie! Co ja mam zrobić?! No co?
Zawsze wiedziałam, że solidny plaskacz w ryło to najskuteczniejszy sposób na uciszenie kogoś.
- Weź się w garść! – Krzyknęłam, ignorując jego przerażone spojrzenie, gdy trzymał się za czerwieniejący policzek. – Przestań się mazać i chodź! Nie ma czasu!
Coś mi zaczęło świtać pod sufitem i właściwie, to wpadłam na pewien pomysł. Więc nie zważając na tę wrośniętą w kafelki kłodę zaczęłam kierować się do wyjścia z Ośrodka. A ten znów mnie zatrzymał.
- Mamy mały problem… - Mruknął z lekkim zawstydzeniem i wolną ręką zaczął trzeć kark.
- Większy od tego? – Warknęłam, podrzucając do góry nasze spięte ręce. Pokiwał głową i jakoś tak kwaśno się uśmiechnął. – Aha. Jaja sobie ze mnie robisz?
Dobry Boże, Ty w ogóle nie masz litości dla swej córki. To dlatego, że ostatni raz w kościele byłam na pasterce? Serio? Jeśli tak, to wybacz, jeśli tylko zdążę, to po basenie jeszcze szybko pobiegnę na ostatnią mszę, może się załapię. Tylko błagam, okaż miłosierdzie…
Nie wiem, jak on to zrobił. Po prostu zacisnęłam mocno oczy, a dla bezpieczeństwa jeszcze zakryłam je dłonią i odwróciłam się w drugą stronę. I nie było mowy, aby moja spięta ręka przekroczyła linię progu łazienki. Nie i koniec. Niech sobie jakoś radzi, obierze dobry kąt, cokolwiek. Byleby załatwił to jak najszybciej i porządnie umył ręce.
- Już?
- Jeszcze chwila, jestem po dwóch kawach.
Załkałam boleściwie, a potem przeniosłam błagalne spojrzenie na odzianego jedynie w ciasne fioletowe kąpielówki Piotrka.
- Co wy tacy spięci?
Ha, to mu się żarcik wybitnie udał!
- Piiiiiit.
- Dla waszej dwójki: Pierre! – Oznajmił z wysoko uniesionym podbródkiem i zarzucił sobie na szyję ręcznik. – To kara za to, że mieliście w nosie moje uspokajające mantry, gdy tak okrutnie rzucaliście w siebie mięsem. Powinniście się wstydzić.
- Pit, znaczy Pierre, nie widzisz, co ja muszę w zamian znosić? To chyba wystarczająca pokuta, nie sądzisz? – Spojrzałam na niego czymś na wzór kota ze Shreka, ale on tylko przerzucił sobie ręcznik za ramię niczym szal i patrząc w lustro, dumnie wypiął swoją umięśnioną klatę do przodu.
- Jestem silny i niezależny.
Zamrugałam niezrozumiale.
- To znaczy, że mi pomożesz?
- Nam! – Wrzasnął z łazienki Kurek, więc szarpnęłam go za rękę.
- Nie. – Piotrek Skończył przyglądanie się sobie i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. – To znaczy, że możecie mnie cmoknąć. A teraz wybaczcie, idę pomoczyć się w wodzie, zanim Igła dziabnie mi kółko. Adieu!
I sobie poszedł. Znaczy, prawie. Gdy wychodził drzwi zatrzasnęły mu ręcznik i byłby zginął przez uduszenie, gdyby nie Kubiak. O, właśnie!
- Miiiiiiisieeeeek!
- Czego?
- Misiek, jak miło cię widzieć! – Zaświergotałam, gdy jego głowa pojawiła się w szparze między drzwiami.
- Nie mam klucza – oznajmił od razu i już się wycofywał… - Aha. Żeby nie było, Gregor też go nie ma.
- Coooooooooooo?! – I to wcale nie byłam ja! Kurek wyskoczył z łazienki, prawie zabijając mnie drzwiami i wciągnął Kubiaka do pokoju. – Jak to nie ma?! To kto go ma?!


* * *

- Jak bardzo zdesperowani jesteście?
Spojrzałam na Bartka, który spojrzał na mnie i patrząc w sufit zgodnie (!) stwierdziliśmy, że bardzo. To nie przychodziło nam łatwo, uwierzcie, ale cena była wysoka.
Zbyszek zarzęził śmiechem, prawie wypluwając sobie płuca i podniósł swoją słabą rękę w stronę Kurka. Ten przerażony posłał mi ostatnie spojrzenie i pochylił się nad łóżkiem, w którym spoczywał powoli rozkładający się Bartman. Dacie wiarę, że biedaczek nabawił się dziwnego zatrucia? Nosz kurczę, nie wiadomo skąd się to wzięło, chyba z powietrza!
Tyle dobrego, że Doktor Sowa trzyma sztamę i w życiu nie powie nikomu, że, „no cóż, wygląda na to, że Zbyś nie powinien mieszać RedBulla z piwem, ruskaczem i kostką z kibla.” Oczywiście, że nie powinien! Tylko, że ta kostka, to już tak w locie drogą kropelkową wpadła, gdy Zbych zaczął rano swoją przygodą z muszlą klozetową… No ale Doktor Sowa jest spoko. „Wydaje mi się, że to ta ryba z obiadu była nieświeża”. Jasne. Powiedzcie to Gregorowi, który stwierdził, że też jadł i nic mu nie było.
Niewaaażne. Po prostu Zbych leżał teraz taki blady, zgorączkowany i ledwo żywy i prawdopodobnie był powiernikiem tajemnicy skrytki klucza. W dodatku miał omamy.
- Powiedz mi, Bartoszu… - Zaczął i kaszlnął prosto w kurkowy policzek, na co ten tylko zacisnął mocno oczy i wygięte w łuk usta. – Powiedz mi… czy ty też widzisz nagą kobietę?
I już miałam gotową pyskówkę, ale palec Zibiego wskazał na sufit, więc rozumiecie. Bartosz uniósł głowę, podążając spojrzeniem za ręką Zbyszka i pokiwał głową z takim współczującym „Taaak, Zbysiu, taaaak”.
- Och, jestem taki słaby…
- Słuchaj, Zbych, bo my tu przyszliśmy…
- I tak chce mi się pić… - Przerwał mi i znów uniósł dłoń, na coś wskazując. – Apolonio, czy mogłabyś podać umierającemu szklankę wody?
- Nie.Jestem.Apolonia! – Wycedziłam, podając mu kubek w krowie łaty z jego imieniem. Mokre zbyszkowe łapsko chwyciło mnie za nadgarstek, gdy jego właściciel próbował podnieść się do góry i ustami nieudolnie odszukiwał wetkniętej w kubek rurki. To mu pomogłam, no bo to takie nieporadne i słabe było. – Pij. A potem gadaj, co wiesz.
- A więc… - Zaczął cicho, więc się zniżyliśmy, co by lepiej go słyszeć. – Chcecie klucz?
- Tak, dokładnie tak. I najlepiej jak najszybciej, bo zostało piętnaście minut do basenu! – Odparł mu zniecierpliwiony Kurek, co ten przyjął z powolnym opuszczeniem powiek. – Nie śpij, tylko mów!
- Nie mam go, jeśli mam być szczery…
- Jak to nie? Ale Misiek mówił…
- Och, Michał, mój przyjaciel… - Znów rychnął kaszlem i złapał się za serce. – Mój Michał… On tak się o mnie troszczy.
- Jaśniej? – Ponagliłam go.
- Nie chciał, abym został sam… - Zaszklone oczy Zbyszka przefrunęły przez nas i utknęły w suficie.
- Czyli… czyli nie masz klucza? – Spytał mój towarzysz niedoli, a Zibi, jakby zupełnie nic mu nie było spojrzał na nas jak na ostatnich debili.
- Wy jesteście tacy, kurwa, tępi, czy to ze mną jest coś, kurwa, nie tak? – Warknął w tym swoim zdrowym zbyszkowym tonie. – Wy naprawdę nie rozumiecie?
- Ale… czego? – Spytałam ostrożnie.
- Że dostaliście te kajdanki od Gregora? A skoro są od Gregora, to, kurwa, nie ma żadnego, kurwa, klucza, bo ten zakichany debil nawet go, kurwa, ze sobą nie wziął?
- Czyyyli…
- Nie ma, kurwa, klucza! – Krzyknął i opadł bezsilnie na poduszki. – O moje słabe serce…

* * *

- I co teraz?
- Teraz to już po jabłkach…
Zamknął drzwi od swojego pokoju, nie zapominając przy tym porządnie trzasnąć w nie głową. No bo ‘po cholerę on w ogóle się do mnie odzywał!’.
- Spierdalamento, Kurek, przegiąłeś pałę i to porządnie.
- Żebym ja to chociaż pamiętał – fuknął z pretensją i jednym ruchem swojego wielkiego ramienia zwalił z łóżka Pita złożone w idealną kosteczkę ubrania. – Siadaj.
No to chciałam usiąść, ale zamiast na mięciutkim spalskim materacu, wylądowałam na krzywdząco twardej podłodze. Bo Kurzysko wymyśliło sobie, że w tym samym czasie zasiądzie na własnym łóżku. A że szpara pomiędzy łóżkami jest dosyć duża, a Bartosz jest większy, cięższy i głupszy, to fizyka zadziałała. I bum! Olszewska na ziemi, Kurek w śmiech.
- O sorry… Żyjesz? – Sapnął prawie hiperwentylując, co przyjęłam w mieszany sposób. Z jednej strony się śmiał, ale z drugiej oczekiwałam czegoś w stylu ‘I dobrze ci tak!’. Także tego.
- Na twoje nieszczęście: tak.
Łypnęłam na niego groźnym spojrzeniem, na co tylko wydął dolną wargę, zsunął się z łóżka na ziemię i usiadł naprzeciwko mnie. Tak twarz w twarz, a kolana w kolana. Uznajmy, że moja strefa osobista jeszcze nie została naruszona.
- Basen się zaczął – mruknął żałośnie.
Zerknęłam na elektroniczny zegarek i buchnęłam powietrzem z ust.
- Myślisz, że Gardini będzie nas krył?
Bartek uniósł dolną wargę i wzruszył ramionami, bo w końcu Gardo mógł ruszyć swoją kędzierzawą główką i wymyślić jakiś kit. Nie wiem, że Kurek dostał okresu, a ja pobiegłam na drugi koniec Spały po tampony. Czy coś.
- Miałaś jakiś pomysł, gdy spotkaliśmy AA, czy mi się wydawało?
- Planowałam położyć się na szosie i czekać, aż nas kombajn przejedzie. Ale twoja potrzeba fizjologiczna wygrała. Może to i lepiej.
Tylko westchnęliśmy, a potem zapadła cisza. Taka długa i głęboka, że tylko było słychać szum drzew za oknem i ciężkie kurkowe sapanie, gdy próbował rozgryźć mechanizm kajdanek. Nawet nie liczyłam, że cokolwiek mu się uda. Gapił się na to i gapił i chyba za dużo X-Menów się naoglądał, bo wyglądał, jakby miał zaraz strzelić laserem z oczu.
- Spróbuj przegryźć – mruknęłam od niechcenia, widząc jak dzióbie wolną ręką przy łańcuchu. Prawie mnie zabił spojrzeniem. – Okej, nic nie mówiłam!
- Cicho! – Skarcił mnie głośnym szeptem i położył sobie palec na ustach, czegoś nasłuchując.
O fuck.
- Bartek, jesteś tam?!
Głos wujaszka i jego dudnienie w drzwi spłoszyło biedne ptaszki, które nam podśpiewały pod oknem. Ale pieprzyć ptaszki, Andrew idzie!
- Bartek! Basen! Halooooooo! Halo!
I łupie w te drzwi i łupie, a my to już prawie się dusiliśmy, bo wydawało nam się, że usłyszy jak oddychamy. Wyobrażacie sobie, co by to było, jakby wkroczył do tego pokoju i nas przyłapał razem? Skutych? Kurczakowi by się upiekło, toż to złote dziecię siatkówki, reprezentant Polski, miszczunio i w ogóle pupilek Andrzeja. Jakby mógł, to by mu w dupę wlazł. Ale ja? JA? Jednym kopem przetransportowałby mnie do Sopotu.
- Nie ma go. – Zakomunikował komuś. Chyba przez telefon. - No nie wiem, gdzie jest, jakbym wiedział, to bym powiedział! Idę poszukać Poli.
No to poszedł.
- Jesteśmy w dupie – skwitowałam.
- Ty to ty…  – Mruknął, przecierając swoją wielką dłonią jeszcze większe czoło. Przepraszam bardzo, że co?! – Nie masz obowiązku stawiania się na każdym treningu. – Wyjaśnił szybko. A mi nad głowa zapaliła się żarówka!
- No chyba, że masz jakiś uraz…
- Nawet o tym nie myśl!
Westchnęłam prawdziwie załamana, bo oto doszliśmy do momentu, w którym ja kompletnie nie mam pojęcia, co robić, a wszystkie pomysły już mi się skończyły. A to oznaczało, że jesteśmy skończeni. Chyba nie sądzicie, że Kurek mógł popisać się jakimś nagłym przebłyskiem geniuszu, co?
- Znajdźmy jakąś siekierę.
Mój Boże, poziom mojej desperacji osiągnął szczyt, bo wstałam, przyjmując pomoc Bartosza i jego wyciągniętą rękę, a potem tak najzwyczajniej w świecie ruszyliśmy szukać tej cholernej siekiery! Na paluszkach pełnymi susami przeskakiwaliśmy korytarze, rozglądając się na wszystkie strony świata, co by nie wpaść na Andrzeja. Jak mali agenci! Cudem (i siłą!) powstrzymałam Kurką przed efektownym przeturlaniem się przez jedno z korytarzowych skrzyżowań, no bo bez przesady. Jakoś dotarliśmy do wyjścia awaryjnego i migiem zbiegliśmy schodami na dół.
I żeby nie było – szłam pierwsza, ciągnąc tego przerośniętego gamonia za sobą, bo duże to takie i od razu ktoś by go przydybał.
Zbiegliśmy na dół, upewniając się, że Sławek-recepcjonista ma przerwę obiadową. Szybko, szybciuteńko ruszyliśmy w stronę wyjścia i już było fantastycznie! Już było pięknie i cudownie!
I chuj bombki strzelił.
- Dokądś się wybieracie?
Jesteśmy w dupie.

________________


Nie wiem, komu próbuję bardziej poprawić humor – sobie, czy Wam.
Miało być wczoraj, bo nasi wygrali z Kangurami, ale czasu brakło. Jest dzisiaj, bo dzisiaj wygramy z Wenezuelą.
Na Narodowym było przepięknie. W Hali Stulecia, kiedy to nie wiedziałam, czy mam kibicować Serbii czy Argentynie też było fajnie, ale wiecie, to jednak nie Polska. Anyway, wpadłam na tyle pomysłów dla Poli i Polaków, że będę to pisać do usranej śmierci rozciągając to na kilka części, aż do znudzenia.
Aha. Prośba. Taka tycia, doprawdy. Jak czytacie, to piśnijcie słówko, co? Nie chcę żebrać o komentarze, tylko chciałabym wiedzieć, ilu z Was czyta tych durniów i co o nich sądzicie. Wiecie, jedna opinia = jedna złotówka na ślusarza dla Poli i Bartka. I już teraz bardzo Wam dziękuję, za to, że byłyście, jesteście i będziecie.
I tyle.
Polskaaaaaa, Biało-Czerwoni!

PS. Szukam idealnej piosenki jako soundtrack dla Polskiego Cyrku, bo ta średnio mi leży. Pomysły?

14 komentarzy:

  1. Jestem tu od początku i cieszę się że wena cię napadła :D Będę czytać cały czas nawet jeśli z akcją dolecisz do Narodowego;) Tak trzymaj, bo Pola i Polacy są MEGA!!!

    Pozdrawiam AS.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siedząc sobie na trybunach i obserwując na telebimach jadący na stadion autokar z naszymi, postanowiłam, że owszem, akcja doleci na Narodowy, a nawet jeszcze dalej, ale to już zależy od chłopaków. :D Dzięki, że dałaś znać, ściskam Cię przemocno!

      Usuń
  2. Boże, uwielbiam to. Tak bardzo, że brak mi słów. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. *piszczy* No ja ich kocham no ;) Taka szalona wywołująca uśmiech na pyszczku historia która zawsze chętnie przeczytam. Bardzo się ciesze że zebrałaś do niej mnóstwo inspiracji :D No i oni faktycznie sa w dupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.youtube.com/watch?v=8UxeF05HP68

      https://www.youtube.com/watch?v=bd2B6SjMh_w

      https://www.youtube.com/watch?v=zvSupIEOfHg

      https://www.youtube.com/watch?v=EZR_AfitBzI

      https://www.youtube.com/watch?v=WsKZd8Y5RvI

      https://www.youtube.com/watch?v=9P2yqw1KZcc

      Tak właśnie. Starając się mocno ograniczać to wszystko kojarzy mi się z cyrkiem.

      Usuń
  4. Powiem tyle. Jeśli ktoś jest w stanie przekonać mnie do Kurka, to jesteś to Ty ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorzucam się na ślusarza.
    Ems, ty wiesz, że ja to uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. i ja swoją opinię wyrażę - cudne jak zawsze! uwielbiam! ale nie chcę, żeby równała się ona jednej złotówce na ślusarza, bo Pola i Kuraś są tacy... brakuje mi słowa określającego tę dwójkę. dla mnie mogą być tak skuci do... do zawsze mogą być tak skuci, o!

    a jeśli chodzi o soundtrack to dorzucę od siebie to: http://www.youtube.com/watch?v=h1vYbHHhqYE

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie tu docieram z komentarzem. Co prawda jeszcze nie takim, jakim bym chciała, ale pisać na telefonie dotykowym to nigdy się nie nauczę, więc będzie trochę prowizorycznie :D
    Po pierwsze kocham Polę. Kocham jej charakterek, to, że potrafi powiedzieć tym niepoukładanym dryblasom, co o nich sądzi, ogarnąć wszystkie ich problemy i nie stracić przy tym głowy. Mogłaby śmiało już kilkakrotnie ich zabić z pełną premedytacją i uzasadnieniem!
    Całe towarzystwo jest zarazem tak różne i tak do siebie podobne, że uśmiech z twarzy nie schodzi. Akcja z wyjściem do nocnego klubu na początku mnie przeraziła, ale gdy pomyślałam, jak śmieszne mogą być tego efekty, to tylko zaczęłam na nie czekać :D Kac moralny ( i niemoralny, a taki zwyczajny :P ) mieli rano i bardzo słusznie. Niech sobie nie myślą :D Dzwoniący stanik Pameli, tańcząca Pola i Bartosz, który po kilku głębszych już niesmiały nie jest. Cicha woda.... I wcale, a wcale Poli się nie dziwię, to znacz jej rekcji. Ba! W całości popieram!
    Pomysł z kajdankami w sumie też. To bardzo dobra integracja. Poznawanie Bartosza w środowisku naturalnym. Tak swoją drogą, to zaraz na początku rozdziału tak sobie myślałam, że jak to będzie z rzeczami przyziemnymi. I akurat Kurek potrzebę miał, co rzeczywiście traumatyczne musiało być dla Poli. Ale, hej, przynajmniej znaleźli wspólny cel! Tyle, że coś mi się wydaje, że na końcu to wpadli na Andrzejka. Jak nic wpadli na Andrzejka!
    Świetna jest ta historyka, zwłaszcza, że te wariaty chyba rzeczywiście mogą się tak zachowywać ( no, może poza Winiarem przypiętym do kaloryfera w night clubie :P ). Śmiechu mam z tego co nie miara, więc czekam na następny niecierpliwie :D
    A co do piosenki, to od razu przyszła mi na myśl ta ( zwłaszcza teledysk) : https://www.youtube.com/watch?v=GCdwKhTtNNw
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Postanowiłam się zgłębić w inne twoje opowiadania i oesu, ja tutaj zostaję, kocham tak bardzo całą siłą swojego małego serduszka! Jesteś geniuszem! No, nie zliczę ile razy mi się umarło, podczas czytania. Co chwilę musiałam robić sobie kilkuminutowe przerwy, by się wyśmiać. Obłęd! Papka z mózgu, i w ogóle brak słów, nie da się słowami ogarnąć tego opowiadania. Za niezwykłe, świetne i fantastyczne jest. To miłość od pierwszego zdania!
    I zawsze chciałam napisać takie opowiadanie. W takim stylu. Tak fajnie zabawne i tak fajnie napisane i w ogóle takie najlepsze ;___;
    No kocham po prostu! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Przybywam! Dosyć późno, ale jednak. Na odstresowanie przed meczem z Francuzami przeczytałam i jak zwykle się uśmiałam. Aż z tego wszystkiego zaczęłam rymować, a co. Dobra, przechodzę do konkretów: uwielbiam Polę i jej teksty, a przede wszystkim jej utarczki słowne z naszymi wariatami, które wczoraj 2573178 razy przyprawiły mnie o zawał. I Gardini mnie kupił, bo się chcąc nie chcąc dołączył do tej małej konspiry. Tylko biedny AA nie ogarnia i nie ma pojęcia, co się za jego plecami wyprawia. Ten Gregor to świr jest i mu troszkę współczuję, bo jak już się z tych kajdanek uwolnią, to mu Pola da popalić...
    Zgaduję, że to Andrew ich przyłapał. A może nie? Nieważne, czekam z niecierpliwością na następny. :D
    Z poważaniem i wiatrem,
    Miran.

    OdpowiedzUsuń
  10. ja tu w ogóle trafiłam przez Aromę, a jak zobaczyłam 'this house is a circus' to od razu mi się spodobało, no bo wiadomo, Arctic Monkeys. już jakiś czas temu przeczytałam całość, ale po czwartym rozdziale się zagapiłam i dopiero dzisiaj odkryłam, że napisałaś coś nowego. i, o boże, tak uwielbiam to opowiadanie, dziękuję ci za to, że jeszcze się można na głos roześmiać (i to nie z rozpaczy) czytając siatkarskiego fanfika.

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest po prostu genialne.
    Cyrk pozostał mi w pamięci od przypadkowo przeczytanego rozdziału, a teraz nadrobiłam zaległości i przybywam z komentarzem. Co prawda nie takim jak Twoje - są naprawdę epickie! -ale jestem.
    Pola wzbudza we mnie podziw - jak na pracę 'na zsyłce' radzi sobie całkiem dobrze.
    No cóż, czekam na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetnie piszesz! Czytam Twoje opowiadanie z dużą przyjemnością i mam wielką nadzieję, że nie zrezygnujesz z kontynuowania tej historii. :) Pozdrawiam, st

    OdpowiedzUsuń