- Nie! W lewo!
- Ugh!
Przypomnijcie mi, żebym we wrześniu utopiła Gregora w
morzu.
No przecież jakbym tylko mogła, to bym temu uszatemu
olbrzymowi zrobiła taką krzywdę, że nie pozbierałby się aż do końca zgrupowania
i jeszcze dalej. Nie dość, że miał czelność dotykać mnie tam, gdzie,
przepraszam bardzo, nie miał prawa, że dla niego to nie było nic wielkiego, że
w ogóle się ze mną o to wykłócał, to teraz jeszcze decydował, którą drogą
przejdziemy na skróty do kanciapy konserwatora.
Pal sześć, że jest niedziela, a pan Zdziś ma wolne.
- I niby jak ty chcesz zjechać sobie windą, skoro
windy są obok pokoju Andrei?
- Normalnie? – Odparł jak taki wiejski idiota i
wychylił się za ścianę, by sprawdzić teren. Już nawet nie starałam się tłumić
swojej wściekłości i po prostu warknęłam, że go porządnie pogruchotało. –
Przecież nie rozłożył sobie leżaka pod pokojem i nie pilnuje, kto mu pod
drzwiami się kręci.
- Skąd wiesz!
- Bo widziałem jak wychodził do lasu! Chodź!
I nim zdążyłam mu cokolwiek odszczeknąć, szarpnął ręką
i pociągnął mnie za sobą w stronę wind. Nawet nie starał się być choćby
odrobinę delikatny. Machał swoją witką jakby dopiero mu wyrosła i nie zwracał
uwagi, że ała, mnie to może boli, jak tak ciągnie mnie za sobą? Ależ skąd!
Spojrzał na mnie zdziwiony, gdy sapnęłam na tyle głośno, by zwrócić na siebie
jego uwagę i uniosłam nadgarstek by zobaczył, jaki mam ładny czerwony przegub.
- Pod kolor twarzy.
- Chyba twojej, buraku pastewny.
Winda przyjechała, pozdrowiliśmy środkowymi palcami
poplutych ze śmiechu Ruciaka i Wiśnię i wsiedliśmy do środka. Przez głowę
przemknęła mi myśl, że osiągnęlibyśmy szczyt, gdyby winda tak nagle się
zacięła. Zamknięta w metalowej puszce z tym kurzastym debilem? Nie, nawet dla
takich idiotów jak ja (no bo po cholerę ja przyjechałam do tej Spały?!) Bóg
miewa litość.
Winda przyjechała, drzwi się rozsunęły i dokładnie w
tym samym momencie nas cofnęło.
- Bartollo i Polla! Dobrze, że was widzę!
- Kurwa, co robimy?
- Cicho, przysuń się!
Tak po prostu chwycił mnie za bluzę i przyciągnął do
swojego boku, chowając za naszymi plecami spięte kajdankami ręce. Bo Anastasi i
Gardini byli coraz bliżej i jakby się dowiedzieli, to… Właściwie, to nie wiem
co.
- Ciaoooo! – Wyszczerzyliśmy zęby, gdy Andrea A. stanął
przed nami. Pierw się zdziwił, że ktoś go tak entuzjastycznie wita w to
niedzielne popołudnie, kiedy nie katował nikogo na sali, ale potem się
uśmiechnął, no bo hej! Ktoś się cieszy na jego widok! Tylko Gardini jakoś tak
dziwnie na nas spojrzał, przeżuwając gumę.
- Podobało się Andrei w lesie? – Palnęłam, spoglądając
ukradkowo na Kurka i szybko przylepiłam uśmiech do swojej twarzy. – Dużo
grzybów?
- Eeee… Byłem w sklepie… - I na dowód uniósł trzymaną
w ręku reklamówkę z Biedronki. – Wszystko gra?
- Jak ding-dong, trenerze!
Ten Kurek to takie głupie stworzenie…
- Bo już po raz drugi widzę waszą dwójkę razem i znowu
wyglądacie jakoś podejrzanie – wyjaśnił, patrząc to na mnie, to na Bartosza, a
po ustach błąkał mu się jakiś dziwny uśmieszek. – O czymś powinienem wiedzieć?
Wytrzeszczyłam oczy na Anastasiego, jakby właśnie
wyznał, że nie lubi makaronu. Lekko obróciłam głowę w stronę Kurka,
wymieniliśmy tak samo zaszokowane spojrzenie i znów wlepiliśmy je w
oczekującego odpowiedzi Andreę.
- My?
Nie, do cholery, Bogusław Linda, ty ciemna maso
niedobita.
- Nieeee, szefie, to nie to, na co wygląda! –
Zaczęłam, siląc się na jak najbardziej naturalny śmiech, który był odwrotnie
proporcjonalny do zamiarów. – Ale szef jest niemądry! Uch, ale się uśmiałam! –
Zapiałam i wolną dłonią potarłam kąciki oczu, a drugą uszczypnęłam Kurka w coś,
co musiało być jego pośladkiem. Ale w sumie poskutkowało. Najpierw pisnął, a
gdy wyczaił, o co idzie cała sprawa, sam zaczął się trząść z mniej lub bardziej
sztucznego śmiechu.
- No nie mogę, zaraz padnę!
- Szef to ma poczucie humoru, doprawdy…
- Trenerze, błagam, już wystarczy, niech mnie już
trener nie rozśmiesza! – Kurkowa hiperwentylacja mode on. - Ja i ona? Nieee, nigdy w życiu!
- Właśnie, my się nie znosimy! – dodałam, wciąż
chichocząc jak skończona kretynka, a Bartosz solidnie mi wtórował.
- Ja jej nie cierpię!
- Koleś solidnie mnie wkurza!
- Kto by tam z nią chciał być!
- Dobra, wystarczy – fuknęłam, ciągnąc go z tyłu za
spodnie, więc się zamknął i przeszklonymi ze śmiechu oczami spojrzał na obu
trenerów.
- Tak, jak widzicie, to nie to, na co wygląda.
- Właściwie, to myślałem o tym, że próbujecie zerwać
się z popołudniowego basenu… - zaczął niepewnie Andrea, a mi serducho
zakołatało jak szalone. – Ale dobrze wiedzieć, że przestrzegacie regulaminu. To
co, widzimy się za godzinę w wodzie? – Uśmiechnął się szeroko i chyba chciał
przecisnąć się między nami do windy. Nic z tego. Ścisnęliśmy się ze sobą i
błysnęliśmy pięknymi uśmiechami. – Co wy robicie?
- Walczymy z wzajemną nienawiścią – oznajmiłam, kładąc
głową na kurkowym ramieniu, by po chwili poczuć na niej ciężar jego własnej
czachy. Jezusie, jak na coś pustego, jest dosyć ciężka. – Nie możemy psuć
atmosfery w kadrze.
- Dobre myślenie, podoba mi się! – Andrea kiwnął głową
z wysoko uniesionym palcem i tym razem już wyminął z prawej Kurka, a za nim
ruszył Gardini, który obrzucił nas jednoznacznym spojrzeniem z durnym
uśmiechem.
- Lepiej to jakoś załatwcie do basenu… - mruknął
konspiracyjnie w naszą stronę i zdusił śmiech, po czym stanął obok Antastasiego
i zaczął kiwać głową, gdy tamten coś mu nawijał po włosku. Wymieniliśmy szybkie
spojrzenie, ale nie było już czasu na myślenie. No bo hej, skoro nas ominęli,
to teraz mogli zobaczyć nas z tyłu i… Och, Boże. Jak mała satelita przetuptałam
w połowie orbitę Kurka, by stanąć przodem do wind. Anastasi pomachał nam na
pożegnanie, a Gardini trzasnął za jego plecami facepalma i zatrząsł się ze
śmiechu.
A potem drzwi się zasunęły i zaczęliśmy tak porządnie
panikować.
- Cholera jasna, basen! Zapomniałem!
W czasie, gdy on główkował, jak z taką naroślą jak ja,
ubierze kąpielówki, ja zastanawiałam się, z której strony mu przywalić, aby
bardziej bolało. Jasne, mogliśmy poprosić o pomoc Marcina, bo już raz uwolnił
Winiara z kajdanek, ale chłopaki zobowiązali się wobec Gregora, że żaden się
nad nami nie zlituje. No i masz babo placek i Kurka w gratisie! Jak się nie
stawimy na basenie, to nas przechrzczą. A przynajmniej Kuraka, bo co, to nie ja
miałam pływać i się przygotowywać do Światówki i Igrzysk, prawda?
- Boże, i co teraz? Co ja mam zrobić? Nie mogę nie
pójść! Gianni od razu zobaczy, że mnie nie ma, a Andrea to mnie wszędzie
znajdzie! Wszędzie! Co ja mam zrobić?! No co?
Zawsze wiedziałam, że solidny plaskacz w ryło to
najskuteczniejszy sposób na uciszenie kogoś.
- Weź się w garść! – Krzyknęłam, ignorując jego
przerażone spojrzenie, gdy trzymał się za czerwieniejący policzek. – Przestań
się mazać i chodź! Nie ma czasu!
Coś mi zaczęło świtać pod sufitem i właściwie, to
wpadłam na pewien pomysł. Więc nie zważając na tę wrośniętą w kafelki kłodę
zaczęłam kierować się do wyjścia z Ośrodka. A ten znów mnie zatrzymał.
- Mamy mały problem… - Mruknął z lekkim zawstydzeniem
i wolną ręką zaczął trzeć kark.
- Większy od tego? – Warknęłam, podrzucając do góry
nasze spięte ręce. Pokiwał głową i jakoś tak kwaśno się uśmiechnął. – Aha. Jaja
sobie ze mnie robisz?
Dobry Boże, Ty w ogóle nie masz litości dla swej
córki. To dlatego, że ostatni raz w kościele byłam na pasterce? Serio? Jeśli
tak, to wybacz, jeśli tylko zdążę, to po basenie jeszcze szybko pobiegnę na
ostatnią mszę, może się załapię. Tylko błagam, okaż miłosierdzie…
Nie wiem, jak on to zrobił. Po prostu zacisnęłam mocno
oczy, a dla bezpieczeństwa jeszcze zakryłam je dłonią i odwróciłam się w drugą
stronę. I nie było mowy, aby moja spięta ręka przekroczyła linię progu łazienki.
Nie i koniec. Niech sobie jakoś radzi, obierze dobry kąt, cokolwiek. Byleby
załatwił to jak najszybciej i porządnie umył ręce.
- Już?
- Jeszcze chwila, jestem po dwóch kawach.
Załkałam boleściwie, a potem przeniosłam błagalne
spojrzenie na odzianego jedynie w ciasne fioletowe kąpielówki Piotrka.
- Co wy tacy spięci?
Ha, to mu się żarcik wybitnie udał!
- Piiiiiit.
- Dla waszej dwójki: Pierre! – Oznajmił z wysoko
uniesionym podbródkiem i zarzucił sobie na szyję ręcznik. – To kara za to, że
mieliście w nosie moje uspokajające mantry, gdy tak okrutnie rzucaliście w
siebie mięsem. Powinniście się wstydzić.
- Pit, znaczy Pierre, nie widzisz, co ja muszę w
zamian znosić? To chyba wystarczająca pokuta, nie sądzisz? – Spojrzałam na
niego czymś na wzór kota ze Shreka, ale on tylko przerzucił sobie ręcznik za ramię
niczym szal i patrząc w lustro, dumnie wypiął swoją umięśnioną klatę do przodu.
- Jestem silny i niezależny.
Zamrugałam niezrozumiale.
- To znaczy, że mi pomożesz?
- Nam! – Wrzasnął z łazienki Kurek, więc szarpnęłam go
za rękę.
- Nie. – Piotrek Skończył przyglądanie się sobie i
spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. – To znaczy, że możecie mnie cmoknąć. A
teraz wybaczcie, idę pomoczyć się w wodzie, zanim Igła dziabnie mi kółko. Adieu!
I sobie poszedł. Znaczy, prawie. Gdy wychodził drzwi
zatrzasnęły mu ręcznik i byłby zginął przez uduszenie, gdyby nie Kubiak. O,
właśnie!
- Miiiiiiisieeeeek!
- Czego?
- Misiek, jak miło cię widzieć! – Zaświergotałam, gdy
jego głowa pojawiła się w szparze między drzwiami.
- Nie mam klucza – oznajmił od razu i już się
wycofywał… - Aha. Żeby nie było, Gregor też go nie ma.
- Coooooooooooo?! – I to wcale nie byłam ja! Kurek
wyskoczył z łazienki, prawie zabijając mnie drzwiami i wciągnął Kubiaka do
pokoju. – Jak to nie ma?! To kto go ma?!
* * *
- Jak bardzo zdesperowani jesteście?
Spojrzałam na Bartka, który spojrzał na mnie i patrząc
w sufit zgodnie (!) stwierdziliśmy, że bardzo. To nie przychodziło nam łatwo,
uwierzcie, ale cena była wysoka.
Zbyszek zarzęził śmiechem, prawie wypluwając sobie
płuca i podniósł swoją słabą rękę w stronę Kurka. Ten przerażony posłał mi
ostatnie spojrzenie i pochylił się nad łóżkiem, w którym spoczywał powoli
rozkładający się Bartman. Dacie wiarę, że biedaczek nabawił się dziwnego zatrucia? Nosz kurczę, nie wiadomo skąd
się to wzięło, chyba z powietrza!
Tyle dobrego, że Doktor Sowa trzyma sztamę i w życiu
nie powie nikomu, że, „no cóż, wygląda na to, że Zbyś nie powinien mieszać
RedBulla z piwem, ruskaczem i kostką z kibla.” Oczywiście, że nie powinien!
Tylko, że ta kostka, to już tak w locie drogą kropelkową wpadła, gdy Zbych
zaczął rano swoją przygodą z muszlą klozetową… No ale Doktor Sowa jest spoko.
„Wydaje mi się, że to ta ryba z obiadu była nieświeża”. Jasne. Powiedzcie to
Gregorowi, który stwierdził, że też jadł i nic mu nie było.
Niewaaażne. Po prostu Zbych leżał teraz taki blady,
zgorączkowany i ledwo żywy i prawdopodobnie był powiernikiem tajemnicy skrytki
klucza. W dodatku miał omamy.
- Powiedz mi, Bartoszu… - Zaczął i kaszlnął prosto w
kurkowy policzek, na co ten tylko zacisnął mocno oczy i wygięte w łuk usta. –
Powiedz mi… czy ty też widzisz nagą kobietę?
I już miałam gotową pyskówkę, ale palec Zibiego
wskazał na sufit, więc rozumiecie. Bartosz uniósł głowę, podążając spojrzeniem
za ręką Zbyszka i pokiwał głową z takim współczującym „Taaak, Zbysiu, taaaak”.
- Och, jestem taki słaby…
- Słuchaj, Zbych, bo my tu przyszliśmy…
- I tak chce mi się pić… - Przerwał mi i znów uniósł
dłoń, na coś wskazując. – Apolonio, czy mogłabyś podać umierającemu szklankę
wody?
- Nie.Jestem.Apolonia! – Wycedziłam, podając mu kubek
w krowie łaty z jego imieniem. Mokre zbyszkowe łapsko chwyciło mnie za
nadgarstek, gdy jego właściciel próbował podnieść się do góry i ustami
nieudolnie odszukiwał wetkniętej w kubek rurki. To mu pomogłam, no bo to takie
nieporadne i słabe było. – Pij. A potem gadaj, co wiesz.
- A więc… - Zaczął cicho, więc się zniżyliśmy, co by
lepiej go słyszeć. – Chcecie klucz?
- Tak, dokładnie tak. I najlepiej jak najszybciej, bo
zostało piętnaście minut do basenu! – Odparł mu zniecierpliwiony Kurek, co ten
przyjął z powolnym opuszczeniem powiek. – Nie śpij, tylko mów!
- Nie mam go, jeśli mam być szczery…
- Jak to nie? Ale Misiek mówił…
- Och, Michał, mój przyjaciel… - Znów rychnął kaszlem
i złapał się za serce. – Mój Michał… On tak się o mnie troszczy.
- Jaśniej? – Ponagliłam go.
- Nie chciał, abym został sam… - Zaszklone oczy
Zbyszka przefrunęły przez nas i utknęły w suficie.
- Czyli… czyli nie masz klucza? – Spytał mój towarzysz
niedoli, a Zibi, jakby zupełnie nic mu nie było spojrzał na nas jak na ostatnich
debili.
- Wy jesteście tacy, kurwa, tępi, czy to ze mną jest
coś, kurwa, nie tak? – Warknął w tym swoim zdrowym zbyszkowym tonie. – Wy
naprawdę nie rozumiecie?
- Ale… czego? – Spytałam ostrożnie.
- Że dostaliście te kajdanki od Gregora? A skoro są od
Gregora, to, kurwa, nie ma żadnego, kurwa, klucza, bo ten zakichany debil nawet
go, kurwa, ze sobą nie wziął?
- Czyyyli…
- Nie ma, kurwa, klucza! – Krzyknął i opadł bezsilnie
na poduszki. – O moje słabe serce…
* * *
- I co teraz?
- Teraz to już po jabłkach…
Zamknął drzwi od swojego pokoju, nie zapominając przy
tym porządnie trzasnąć w nie głową. No bo ‘po cholerę on w ogóle się do mnie
odzywał!’.
- Spierdalamento, Kurek, przegiąłeś pałę i to
porządnie.
- Żebym ja to chociaż pamiętał – fuknął z pretensją i
jednym ruchem swojego wielkiego ramienia zwalił z łóżka Pita złożone w idealną
kosteczkę ubrania. – Siadaj.
No to chciałam usiąść, ale zamiast na mięciutkim
spalskim materacu, wylądowałam na krzywdząco twardej podłodze. Bo Kurzysko
wymyśliło sobie, że w tym samym czasie zasiądzie na własnym łóżku. A że szpara
pomiędzy łóżkami jest dosyć duża, a Bartosz jest większy, cięższy i głupszy, to
fizyka zadziałała. I bum! Olszewska na ziemi, Kurek w śmiech.
- O sorry… Żyjesz? – Sapnął prawie hiperwentylując, co
przyjęłam w mieszany sposób. Z jednej strony się śmiał, ale z drugiej
oczekiwałam czegoś w stylu ‘I dobrze ci tak!’. Także tego.
- Na twoje nieszczęście: tak.
Łypnęłam na niego groźnym spojrzeniem, na co tylko
wydął dolną wargę, zsunął się z łóżka na ziemię i usiadł naprzeciwko mnie. Tak
twarz w twarz, a kolana w kolana. Uznajmy, że moja strefa osobista jeszcze nie
została naruszona.
- Basen się zaczął – mruknął żałośnie.
Zerknęłam na elektroniczny zegarek i buchnęłam
powietrzem z ust.
- Myślisz, że Gardini będzie nas krył?
Bartek uniósł dolną wargę i wzruszył ramionami, bo w
końcu Gardo mógł ruszyć swoją kędzierzawą główką i wymyślić jakiś kit. Nie
wiem, że Kurek dostał okresu, a ja pobiegłam na drugi koniec Spały po tampony.
Czy coś.
- Miałaś jakiś pomysł, gdy spotkaliśmy AA, czy mi się
wydawało?
- Planowałam położyć się na szosie i czekać, aż nas
kombajn przejedzie. Ale twoja potrzeba fizjologiczna wygrała. Może to i lepiej.
Tylko westchnęliśmy, a potem zapadła cisza. Taka długa
i głęboka, że tylko było słychać szum drzew za oknem i ciężkie kurkowe sapanie,
gdy próbował rozgryźć mechanizm kajdanek. Nawet nie liczyłam, że cokolwiek mu
się uda. Gapił się na to i gapił i chyba za dużo X-Menów się naoglądał, bo
wyglądał, jakby miał zaraz strzelić laserem z oczu.
- Spróbuj przegryźć – mruknęłam od niechcenia, widząc
jak dzióbie wolną ręką przy łańcuchu. Prawie mnie zabił spojrzeniem. – Okej,
nic nie mówiłam!
- Cicho! – Skarcił mnie głośnym szeptem i położył
sobie palec na ustach, czegoś nasłuchując.
O fuck.
- Bartek, jesteś tam?!
Głos wujaszka i jego dudnienie w drzwi spłoszyło
biedne ptaszki, które nam podśpiewały pod oknem. Ale pieprzyć ptaszki, Andrew
idzie!
- Bartek! Basen! Halooooooo! Halo!
I łupie w te drzwi i łupie, a my to już prawie się
dusiliśmy, bo wydawało nam się, że usłyszy jak oddychamy. Wyobrażacie sobie, co
by to było, jakby wkroczył do tego pokoju i nas przyłapał razem? Skutych?
Kurczakowi by się upiekło, toż to złote dziecię siatkówki, reprezentant Polski,
miszczunio i w ogóle pupilek Andrzeja. Jakby mógł, to by mu w dupę wlazł. Ale
ja? JA? Jednym kopem przetransportowałby mnie do Sopotu.
- Nie ma go. – Zakomunikował komuś. Chyba przez
telefon. - No nie wiem, gdzie jest, jakbym wiedział, to bym powiedział! Idę
poszukać Poli.
No to poszedł.
- Jesteśmy w dupie – skwitowałam.
- Ty to ty… –
Mruknął, przecierając swoją wielką dłonią jeszcze większe czoło. Przepraszam
bardzo, że co?! – Nie masz obowiązku stawiania się na każdym treningu. – Wyjaśnił
szybko. A mi nad głowa zapaliła się żarówka!
- No chyba, że masz jakiś uraz…
- Nawet o tym nie myśl!
Westchnęłam prawdziwie załamana, bo oto doszliśmy do
momentu, w którym ja kompletnie nie mam pojęcia, co robić, a wszystkie pomysły
już mi się skończyły. A to oznaczało, że jesteśmy skończeni. Chyba nie
sądzicie, że Kurek mógł popisać się jakimś nagłym przebłyskiem geniuszu, co?
- Znajdźmy jakąś siekierę.
Mój Boże, poziom mojej desperacji osiągnął szczyt, bo
wstałam, przyjmując pomoc Bartosza i jego wyciągniętą rękę, a potem tak
najzwyczajniej w świecie ruszyliśmy szukać tej cholernej siekiery! Na
paluszkach pełnymi susami przeskakiwaliśmy korytarze, rozglądając się na
wszystkie strony świata, co by nie wpaść na Andrzeja. Jak mali agenci! Cudem (i
siłą!) powstrzymałam Kurką przed efektownym przeturlaniem się przez jedno z
korytarzowych skrzyżowań, no bo bez przesady. Jakoś dotarliśmy do wyjścia
awaryjnego i migiem zbiegliśmy schodami na dół.
I żeby nie było – szłam pierwsza, ciągnąc tego
przerośniętego gamonia za sobą, bo duże to takie i od razu ktoś by go
przydybał.
Zbiegliśmy na dół, upewniając się, że
Sławek-recepcjonista ma przerwę obiadową. Szybko, szybciuteńko ruszyliśmy w
stronę wyjścia i już było fantastycznie! Już było pięknie i cudownie!
I chuj bombki strzelił.
- Dokądś się wybieracie?
Jesteśmy w dupie.
________________
Nie wiem, komu próbuję bardziej poprawić humor –
sobie, czy Wam.
Miało być wczoraj, bo nasi wygrali z Kangurami, ale
czasu brakło. Jest dzisiaj, bo dzisiaj wygramy z Wenezuelą.
Na Narodowym było przepięknie. W Hali Stulecia, kiedy
to nie wiedziałam, czy mam kibicować Serbii czy Argentynie też było fajnie, ale
wiecie, to jednak nie Polska. Anyway, wpadłam na tyle pomysłów dla Poli i
Polaków, że będę to pisać do usranej śmierci rozciągając to na kilka części, aż
do znudzenia.
Aha. Prośba. Taka tycia, doprawdy. Jak czytacie, to
piśnijcie słówko, co? Nie chcę żebrać o komentarze, tylko chciałabym wiedzieć,
ilu z Was czyta tych durniów i co o nich sądzicie. Wiecie, jedna opinia = jedna
złotówka na ślusarza dla Poli i Bartka. I już teraz bardzo Wam dziękuję, za to,
że byłyście, jesteście i będziecie.
I tyle.
Polskaaaaaa, Biało-Czerwoni!
PS. Szukam idealnej piosenki jako soundtrack dla
Polskiego Cyrku, bo ta średnio mi leży. Pomysły?
Jestem tu od początku i cieszę się że wena cię napadła :D Będę czytać cały czas nawet jeśli z akcją dolecisz do Narodowego;) Tak trzymaj, bo Pola i Polacy są MEGA!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam AS.
Siedząc sobie na trybunach i obserwując na telebimach jadący na stadion autokar z naszymi, postanowiłam, że owszem, akcja doleci na Narodowy, a nawet jeszcze dalej, ale to już zależy od chłopaków. :D Dzięki, że dałaś znać, ściskam Cię przemocno!
UsuńBoże, uwielbiam to. Tak bardzo, że brak mi słów. :D
OdpowiedzUsuń*piszczy* No ja ich kocham no ;) Taka szalona wywołująca uśmiech na pyszczku historia która zawsze chętnie przeczytam. Bardzo się ciesze że zebrałaś do niej mnóstwo inspiracji :D No i oni faktycznie sa w dupie.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=8UxeF05HP68
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=bd2B6SjMh_w
https://www.youtube.com/watch?v=zvSupIEOfHg
https://www.youtube.com/watch?v=EZR_AfitBzI
https://www.youtube.com/watch?v=WsKZd8Y5RvI
https://www.youtube.com/watch?v=9P2yqw1KZcc
Tak właśnie. Starając się mocno ograniczać to wszystko kojarzy mi się z cyrkiem.
Powiem tyle. Jeśli ktoś jest w stanie przekonać mnie do Kurka, to jesteś to Ty ;)
OdpowiedzUsuńDorzucam się na ślusarza.
OdpowiedzUsuńEms, ty wiesz, że ja to uwielbiam!
i ja swoją opinię wyrażę - cudne jak zawsze! uwielbiam! ale nie chcę, żeby równała się ona jednej złotówce na ślusarza, bo Pola i Kuraś są tacy... brakuje mi słowa określającego tę dwójkę. dla mnie mogą być tak skuci do... do zawsze mogą być tak skuci, o!
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o soundtrack to dorzucę od siebie to: http://www.youtube.com/watch?v=h1vYbHHhqYE
Wreszcie tu docieram z komentarzem. Co prawda jeszcze nie takim, jakim bym chciała, ale pisać na telefonie dotykowym to nigdy się nie nauczę, więc będzie trochę prowizorycznie :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze kocham Polę. Kocham jej charakterek, to, że potrafi powiedzieć tym niepoukładanym dryblasom, co o nich sądzi, ogarnąć wszystkie ich problemy i nie stracić przy tym głowy. Mogłaby śmiało już kilkakrotnie ich zabić z pełną premedytacją i uzasadnieniem!
Całe towarzystwo jest zarazem tak różne i tak do siebie podobne, że uśmiech z twarzy nie schodzi. Akcja z wyjściem do nocnego klubu na początku mnie przeraziła, ale gdy pomyślałam, jak śmieszne mogą być tego efekty, to tylko zaczęłam na nie czekać :D Kac moralny ( i niemoralny, a taki zwyczajny :P ) mieli rano i bardzo słusznie. Niech sobie nie myślą :D Dzwoniący stanik Pameli, tańcząca Pola i Bartosz, który po kilku głębszych już niesmiały nie jest. Cicha woda.... I wcale, a wcale Poli się nie dziwię, to znacz jej rekcji. Ba! W całości popieram!
Pomysł z kajdankami w sumie też. To bardzo dobra integracja. Poznawanie Bartosza w środowisku naturalnym. Tak swoją drogą, to zaraz na początku rozdziału tak sobie myślałam, że jak to będzie z rzeczami przyziemnymi. I akurat Kurek potrzebę miał, co rzeczywiście traumatyczne musiało być dla Poli. Ale, hej, przynajmniej znaleźli wspólny cel! Tyle, że coś mi się wydaje, że na końcu to wpadli na Andrzejka. Jak nic wpadli na Andrzejka!
Świetna jest ta historyka, zwłaszcza, że te wariaty chyba rzeczywiście mogą się tak zachowywać ( no, może poza Winiarem przypiętym do kaloryfera w night clubie :P ). Śmiechu mam z tego co nie miara, więc czekam na następny niecierpliwie :D
A co do piosenki, to od razu przyszła mi na myśl ta ( zwłaszcza teledysk) : https://www.youtube.com/watch?v=GCdwKhTtNNw
Ściskam!
Postanowiłam się zgłębić w inne twoje opowiadania i oesu, ja tutaj zostaję, kocham tak bardzo całą siłą swojego małego serduszka! Jesteś geniuszem! No, nie zliczę ile razy mi się umarło, podczas czytania. Co chwilę musiałam robić sobie kilkuminutowe przerwy, by się wyśmiać. Obłęd! Papka z mózgu, i w ogóle brak słów, nie da się słowami ogarnąć tego opowiadania. Za niezwykłe, świetne i fantastyczne jest. To miłość od pierwszego zdania!
OdpowiedzUsuńI zawsze chciałam napisać takie opowiadanie. W takim stylu. Tak fajnie zabawne i tak fajnie napisane i w ogóle takie najlepsze ;___;
No kocham po prostu! <3
Przybywam! Dosyć późno, ale jednak. Na odstresowanie przed meczem z Francuzami przeczytałam i jak zwykle się uśmiałam. Aż z tego wszystkiego zaczęłam rymować, a co. Dobra, przechodzę do konkretów: uwielbiam Polę i jej teksty, a przede wszystkim jej utarczki słowne z naszymi wariatami, które wczoraj 2573178 razy przyprawiły mnie o zawał. I Gardini mnie kupił, bo się chcąc nie chcąc dołączył do tej małej konspiry. Tylko biedny AA nie ogarnia i nie ma pojęcia, co się za jego plecami wyprawia. Ten Gregor to świr jest i mu troszkę współczuję, bo jak już się z tych kajdanek uwolnią, to mu Pola da popalić...
OdpowiedzUsuńZgaduję, że to Andrew ich przyłapał. A może nie? Nieważne, czekam z niecierpliwością na następny. :D
Z poważaniem i wiatrem,
Miran.
ja tu w ogóle trafiłam przez Aromę, a jak zobaczyłam 'this house is a circus' to od razu mi się spodobało, no bo wiadomo, Arctic Monkeys. już jakiś czas temu przeczytałam całość, ale po czwartym rozdziale się zagapiłam i dopiero dzisiaj odkryłam, że napisałaś coś nowego. i, o boże, tak uwielbiam to opowiadanie, dziękuję ci za to, że jeszcze się można na głos roześmiać (i to nie z rozpaczy) czytając siatkarskiego fanfika.
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu genialne.
OdpowiedzUsuńCyrk pozostał mi w pamięci od przypadkowo przeczytanego rozdziału, a teraz nadrobiłam zaległości i przybywam z komentarzem. Co prawda nie takim jak Twoje - są naprawdę epickie! -ale jestem.
Pola wzbudza we mnie podziw - jak na pracę 'na zsyłce' radzi sobie całkiem dobrze.
No cóż, czekam na kolejny rozdział i serdecznie pozdrawiam :)
Świetnie piszesz! Czytam Twoje opowiadanie z dużą przyjemnością i mam wielką nadzieję, że nie zrezygnujesz z kontynuowania tej historii. :) Pozdrawiam, st
OdpowiedzUsuń