Bloodhound Gang - Foxtrot Uniform Charlie Kilo.
Wiecie co oznacza cisza i spokój podczas zgrupowania reprezentacji mężczyzn? Ja też nie. Jest to raczej zjawisko niewystępujące w przyrodzie. To się praktycznie nie zdarza. A jednak! Zaznaczając, że w Ośrodku aktualnie przebywa tylko dziesięciu siatkarzy, pierwszy raz od tygodnia mojego pobytu w Spale znalazłam chwilę na odpoczynek. Weekend? Ja nie mam weekendu. A na pewno nie wtedy, kiedy moim planem dnia rozporządza Andrzej.
Wiecie co oznacza cisza i spokój podczas zgrupowania reprezentacji mężczyzn? Ja też nie. Jest to raczej zjawisko niewystępujące w przyrodzie. To się praktycznie nie zdarza. A jednak! Zaznaczając, że w Ośrodku aktualnie przebywa tylko dziesięciu siatkarzy, pierwszy raz od tygodnia mojego pobytu w Spale znalazłam chwilę na odpoczynek. Weekend? Ja nie mam weekendu. A na pewno nie wtedy, kiedy moim planem dnia rozporządza Andrzej.
Widzicie, nieważne jak bardzo lubię tych
chłopaków, praca z nimi przypomina użeranie się z przedszkolakami, tylko
znacznie wyrośniętymi i zboczonymi. A żeby było zabawniej, dziś przyjedzie
kolejna dziesiątka z Bełchatowa i Rzeszowa. Muszę łapać chwilę wolności, póki
całkowicie nie wpadnę w robotę z nimi wszystkimi i zapomnę, w którą stronę jest
Sopot.
Tak więc jest cicho. Chłopaki trenują na
hali, a ja mam dwugodzinną przerwę. Przez otwarte okno słychać szumiące drzewa,
śpiew kosa i od czasu do czasu przejeżdżające samochody na głównej drodze. Jest
przyjemnie ciepło, więc w krótkich spodenkach i lekkiej koszulce wyciągnęłam
się na łóżku i po prostu tak leżałam. Podłożyłam ręce pod głowę, przymknęłam
oczy i w jednej chwili wyłączyłam się. Oczyściłam umysł ze słów ‘siatkówka,
kadra, praca, Andrzej, gdzie jest Gregor?’. I było mi naprawdę cudownie
balansować pomiędzy swoim snem a rzeczywistością, gdy nagle coś huknęło i ktoś
bardzo brzydko przeklął na pół Ośrodka tuż za moimi drzwiami.
Z zachowaną ostrożnością otworzyłam jedno
oko, potem drugie i zamrugałam gwałtownie. Ktoś w bardzo brutalny sposób wyrwał
mnie z pół-snu. Ktoś bardzo boleśnie zaraz dostanie po głowie.
I gdybym wiedziała, że wychodząc na
korytarz ujrzę tuż przed sobą dwumetrowego faceta, trzymającego w rękach drzwi,
to nawet nie dotykałabym klamki. Ale naprawdę. Półtora metra ode mnie ubrany po
cywilnemu mężczyzna ściskał wyrwane z wnęki drzwi. I to by było na tyle z
mojego odpoczynku.
- Ja wiem, że wy wszyscy macie bardzo
dużo siły, ale hej, gościu, wystarczyło nacisnąć klamkę.
Chyba właśnie zabił mnie spojrzeniem.
Może gdyby nie było ono tak błękitne i jednocześnie lekko roześmiane, to już
bym dogorywała na podłodze.
- To wszystko bardzo zabawne, ale jednak
mała pomoc by się przydała – powiedział cicho, przez co jego głos nie brzmiał
już tak twardo i groźnie jak wtedy, gdy pochwalił się swoją znajomością łaciny.
– Nie, żebym nie umiał sobie poradzić sam.
- Właśnie wyrwałeś drzwi z zawiasów –
oświadczyłam ze swoim geniuszem, jakby sam tego nie zauważył. Rzucił mi znużone
spojrzenie i oparł drzwi o ścianę. – Albo przesadziłeś z białkiem, albo w życiu
ci nie idzie.
- Albo ktoś już wcześniej je wyłamał –
dodał, oglądając boczną stronę drzwi. Westchnął głęboko i otrzepując ręce
obrócił się w moją stronę. – Kurczę, a ja myślałem, że w złą stronę otwieram!
Spojrzał na mnie i wygiął w uśmiechu
ściśnięte wargi, więc siłą rzeczy sama uniosłam kąciki ust do góry.
- Sąsiadka? – Wskazał kciukiem na portal
do mojego pokoju.
- Współpracownik.
Otworzył szeroko oczy i lekko rozchylił
usta. Jak Kubę kocham, przez kilkanaście sekund stał w bezruchu i tylko jego
głowa poruszała się na płaszczyźnie góra-dół, gdzie góra oznaczała czubek mojej
rozczochranej głowy, a dół bose stopy. W końcu zatrzymał swoje chłodne oczy na
mojej twarzy, jakby chciał zapytać „A co ty, panienko, mogłabyś tu robić?”. Ale
nie zapytał, tylko uniósł dolną wargę i pokiwał głową – not bad.
- Fizjoterapeutka?
- Kierowniczka.
- Och, okej. Czyli pomożesz mi z tymi
drzwiami?
- A mam inne wyjście?
Uśmiechnął się trochę tak, jakby
spodobało mu się to, że to właśnie ja przychodzę mu naratunek. Wyciągnął rękę w
stronę wind i puścił mnie przodem, po czym ruszył tuż za mną.
- Tak w ogóle, to Michał jestem. Dla
kumpli Winiar.
- Pola. Dla kumpli Pola.
* * *
Sławek, w sensie recepcjonista od filmów
niskobudżetowych i małego ogarnięcia, odłożył słuchawkę i oznajmił, że majster
przyjedzie za parę godzin, bo go korek zaskoczył, gdy jechał do Łodzi po śrubki.
Do tej pory Winiarski musi zaakceptować przeciąg i ryczący śmiech Nowakowskiego
i Ignaczaka, którzy pojawili się w hotelu, podczas gdy my próbowaliśmy
wytłumaczyć Sławomirowi, że usterka nie jest winą Michała.
- Jak się nie zamkniesz, to stracisz
głównego aktora – oświadczył Winiarski, opierając się o kontuar recepcji z
nonszalancją i celując palcem w Igłę. Ten tylko ukazał przygryziony przez zęby
język i zamachał rękoma z udawanym strachem.
-
W tym sezonie króluje cisza. Prawda, Pit?
- Ja tu tylko sprzątam… - odparł cicho
Nowakowski z błąkającym się po buźce uśmiechem, po czym odchylił się w bok i
zerknął za ramię Winiarskiego prosto na mnie. – O, hej tobie!
- Cześć ci! – Machnęłam ręką, wystawiając
głowę do obu panów, bo fajnie, że któryś w końcu dostrzegł moją obecność.
Ignaczak spojrzał na mnie z rozbawieniem i tak samo zapytał „A kto to?”.
- A to jest Pola, kierowniczka –
poinformował Michał i chyba zrobił jakąś minę do Igły, bo ten ze zdziwieniem
pokiwał do niego głową. Ale nie wiem, Winiarski stał do mnie tyłem, więc tylko
wyszczerzyłam zęby do Nowakowskiego, machającego do mnie zza ramienia Krzysztofa.
- A co z Andrzejem?
- Ja tu tylko pomagam.
I w jednej chwili z Ignaczaka i
Winiarskiego jakby zeszło całe powietrze.
- Już myślałem, że się pozbyliśmy zgreda
– mruknął libero i cmoknął z bólem.
Zapadła drętwa cisza, a każde z nas
łypało oczami po sobie. Ignaczak spojrzał na mnie, ja na Piotra, Piotr na
Michała, Michał na Ignaczaka Zupełnie jakby te słowa miały nie paść, a każdego
z nas skonsternowały do tego stopnia, że zrobiło się niezręcznie. Podejrzewam,
że między nimi taka sytuacja nigdy nie występowała, bo żaden nie wiedział, jak
to przerwać.
Aż w końcu Igła wyciągnął rękę z kieszeni
bluzy i wycelował we mnie kamerą.
- To może kilka słów na powitanie?
* * *
- O, Winiar, dzień drzwi otwartych?
No nie dawali żyć człowiekowi.
Wydałam Mice klucz do pokoju i spojrzałam
do tyłu przez ramię. Z wnęki, w której wciąż brakowało drzwi, wyleciała
poduszka, która ugodziła olbrzyma z brodą prosto w brzuch. Z brakiem
zaimponowania podniósł głowę i spojrzał przed siebie z czułością.
- Litości.
- Nie bądź taki miły, bo urośniesz.
- To nie ja, to moja Schauma.
Brodaty uśmiechnął się szeroko i wlazł do
pokoju, który okupywał Winiarski. Wszystko fajnie i w porządku, ale ich rozmowy
było słychać na całym korytarzu, a to przyciągnęło więcej chłopaków. I jeszcze więcej.
I chyba trening się już skończył, bo w powietrzu zaczęła unosić się woń
spoconego siatkarza sygnowana przez Gregora Łomacza.
- Zlałeś się.
- Trzymałem przez dwie godziny!
- Potem się zlałeś, matole. – I dźgnęłam
go długopisem w mokry rękawek koszulki.
- Przecie deszcz leje.
A żeby pokazać, że wcale mnie nie
oszukuje, bo przecież jeszcze godzinę temu świeciło cudowne słoneczko,
podciągnął roletę w korytarzowym oknie. I co? Szaro, chmurno, a lało gęsto i
równo. Westchnęłam głośno i opuściłam ramiona z bezradności, bo ja naprawdę
potrzebuję ładnej pogody do przetrwania w tych warunkach. Odprawiłam Grześka
pod prysznic, odmówiłam jego błyskotliwej propozycji, jakobym do niego
dołączyła i powłócząc nogami skierowałam się do swojego pokoju.
- Pola! – Krzyknął gdzieś za moimi
plecami Ignaczak, aż mi kark ścierpł.
Żeby
tylko nie miał kamery, żeby tylko nie miał kamery…
- Pola, poznaj Marcina!
A gdy się odwróciłam, we wnęce po
drzwiach do winiarowej rezydencji ujrzałam Igłę, który stał prawie na czubkach
palców i ledwo obejmował ramieniem wielkiego jak Pałac Kultury rzeczonego
Marcina. Możdżonek, bo przecież nikt nie musiał mi ich wszystkich przedstawiać,
zatrząsł brodą i jednym ruchem biodra pozbył się uczepionej do jego szyi
małpki. Hej, dostrzegam w gąszczach uśmiech!
- Howgh – wydostało się spod jego brody i
z serdecznym uśmiechem uniósł rękę.
- W telewizji wydawałeś się wyższy.
Chyba często to słyszy, bo przymknął
oczy, jakby próbował zebrać siły. Ale wciąż się uśmiechał! Chwilę później
dmuchnął z nozdrzy powietrzem, które ugodziło mnie w grzywkę i spojrzał na mnie
tak rozczulony, aż się skuliłam. Normalnie bym to olała, ale wiecie… On jest
wielki. I chyba zauważył, że się zmieszałam, bo kiwnął głową za siebie i z
uśmiechem zapytał:
- Widziałaś? Winiarowi ukradli drzwi!
Potrzebuję dużej torby, by go w nią
zapakować i zabrać ze sobą do domu, gdy już będzie po wszystkim.
__________________
Czekam na piątek. Nigdzie nie zdziera się gardła tak fajnie, jak w Spodku.
No i zawsze chciałam zobaczyć ten zabójczy fryz Zaytseva na żywo.
Toodaloo!
Em nie chcę cię martwić ale Włosi przyjeżdżają do Polski rezerwami. Ivan raczej dostanie wolne. Co się przekłada na więcej Vettoriego :D
OdpowiedzUsuńNo weź mnie nie dołuj. Ja chcę Zaytseva!
UsuńProszę o tym nie pisać tak publicznie, bo łamie mi się serce. Też chciałam zobaczyć Zaytseva. I Travicę. I Birarelliego. I w cholerę moich Włochów i no.
Usuń*ciężko wzdycha*
Nawet teraz nie wiem, co chciałam napisać o rozdziale. Wiem tylko, że mnie rozbawił do łez.
Może temu, że mój kolega też kiedyś otwierał drzwi w złą stronę.
W swoim pokoju.
W którym mieszkał już 5 lat.
I też nagle zapanował u niego dzień otwarty.
Wcale bym się nie zdziwiła, jeśli rzeczywiście by coś takiego odwalili.
OdpowiedzUsuńTrafiłam przypadkiem, ale to opowiadanie jest tak świetne, że zostaję! :)
OdpowiedzUsuńCzyta się je naprawdę lekko, jest zabawne i widać, że główna bohaterka jest barwną postacią. Ciekawi mnie na co jeszcze ją stać, ale o tym mam nadzieję, że przekonamy się w następnych rozdziałach. :)
I zgadzam się z Sil, mnie także by to nie zdziwiło. :)
Pozdrawiam i zapraszam także do siebie na: suma-oddechow.blogspot.com :)
Śmieją się z biednego Michała naszego.. Wstyd mi za nich. Z drugiej strony, wiedziałam, że Michał coś odwali, ale spodziewałam się, że jeszcze nie teraz, że jeszcze dużo przed nami. No cóż - dwumetrowcy ogólnie wydają się tacy wielcy, a jak przyjdzie co do czego to ta różnica wcale tak pokaźna nie jest. Uwielbiam to jak piszesz i styl, którym piszesz. A jeszcze bardziej uwielbiam to wszystko, myśląc, że już powinnam iść spać, ale wolę zostać tutaj, dziś stuka mi kolejny rok, a za oknem troszkę pogrzmiewa. Jest idealnie.
OdpowiedzUsuńczytam czytam i miałam komentować dopiero jak dojdę do najnowszego, no ale muszę zostawić ślad pod odcinkiem, którego kończy wspaniała scena z Marcinem KRÓLEM Możdżonkiem.
OdpowiedzUsuńkocham go całym sercem.
pozdro.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń